Pomysł książki jest następujący: gdzieś na czeskiej prowincji stoi sobie stara, zaniedbana sauna o ironicznej nieco nazwie 'Czeski raj’, do której chadza grono facetów, znających się od lat: „I nagle otwierają się drzwi i jesteśmy w saunie w komplecie. Przyszedł ten, co sprzedaje ubezpieczenia. I ten, co był mistrzem kraju w tenisie stołowym. I ten, co rozwozi żarcie dla psów. I ten, co jest lekarzem chorób kobiecych. I ten, co jest najmłodszy z nas. I ten, co sprzedaje auta. I ten, co rzyga danymi w biurze.” I w owej saunie grzeją cielska, piją piwo i gadają o wszystkim i o niczym, a książka jest zapisem owych rozmów prosto z życia, bo czasami gadają obok siebie, czasami do siebie i mocno się powtarzają.
Znajduję w książce Rudiša odniesienia do dwóch gigantów czeskiej prozy: Haszka i Hrabala. Po pierwsze mamy historie prosto z życia i śmieszne i straszne, podobne do opowiadanych przez Szwejka na przykład taką: „Mój sąsiad z chałupy, niejaki Mrázek, murarz i stary kawaler, już od dwóch lat nieboszczyk, co mieszkał tylko z mamą, ten Mrázek, cham nad chamy, uciął sobie dwa palce na pile tarczowej. Sąsiad widział, jak się zwalił na ziemię, to wziął go do auta i zawiózł do Vysokiego. A lekarz pyta: dobra, ale gdzie są palce? Tylko że oni w tym amoku zapomnieli o palcach. Doktor wysłał na wieś karetkę. Tylko że murarz miał też kury. No i one w międzyczasie zajęły się tymi palcami i kolega chirurg już nic nie mógł zrobić.(...) – I co się stało z tymi kurami? – Zbiegiem okoliczności wiem dokładnie. Jak wrócił ze szpitala, to wszystkie pozarzynał. A te konkretne zjadł w sosie paprykowym. – Czyli zżarł własne palce.” Po drugie mamy tu hrabalowskie, życzliwe i pełne humoru pochylenie się nad losem zwykłych ludzi: „Żona mnie kocha, nie myślcie sobie. Nawet jak tak wspaniale milczymy. Na pięćdziesiątkę dała mi grób. Piękne miejsce, na nowym cmentarzu, drugi rząd, w słońcu. Będę miał tam ładnie, jak już mnie nie będzie.”
Głównie oczywiście gada się o kobietach i seksie: „na każdego czeka jeszcze jakaś lasencja, co przewiezie go na karuzeli. – Na karuzeli? – No, włóż, wyjmij, włóż, wyjmij, fiuta moczenie, cyców miętoszenie, w kółko jak na karuzeli, co nie? Tylko trzeba uważać, żeby wyciągnąć w porę i żeby nie było na świecie o jednego bachora więcej.”, ale też o samochodach, zdrowiu, czasami o sensie życia. Mamy też dobre rady lekarza od chorób kobiecych: „Jak zaczniesz pić pilznera, to pijesz go do śmierci. Do innego piwa już się nie przyzwyczaisz. Albo może i się przyzwyczaisz, ale może też być tak, że na drugi dzień już cię nie będzie. To dobrze, że pijesz pilznera. I wy też go pijcie. Codziennie trzy. Żeby nie zwariować.”
Potem robi się trochę smutno, jeden trafia do wariatkowa, drugi ma próbę samobójczą, a saunę 'Czeski raj' zamykają, mają na jej miejscu wybudować centrum handlowe.
To może być ciekawa lektura dla kobiet, mogą się dowiedzieć o czym gadają między sobą faceci, bo Rudiš niczego nie owija w bawełnę, ale miłe panie nie spodziewajcie się niczego wyjątkowego...
Niby to lekka książka, ale jest w niej jakaś głęboka prawda o naszym życiu, może głupim i nieciekawym, ale mającym jakiś sens, mam nadzieję...