"Nie kartkuj tej książki . Nie zaglądaj na ostatnie strony. Nie zdradzaj żadnych informacji na temat fabuły w recenzjach. Nie odbieraj innym przyjemności z lektury."
To praktycznie wstęp tej książki i zarazem wyzwanie w formie prośby od autorki. Ciężko mu sprostać. Poległam już w kwestii pierwszego zdania 😅 ale czuję się w pełni usprawiedliwiona, bo bałam się o bohaterów chyba tak samo jak oni o swoją miłość.
"Czas to zdrajca. Udaje, że mamy go dużo, odwraca naszą uwagę, a potem nagle orientujemy się, że na wszystko jest już za późno, bo upłynął i minął, i nie wróci. "
Ciężko jest napisać cokolwiek o tej książce nie zdradzając zbyt wiele. Jedno zdanie może odebrać przyjemność z czytania obu tomów, odebrać element zaskoczenia. Jeden wątek łamie serce czytelnika i bohaterów. Jeden ważny szczegół sprawia, że ta książka jest przepełniona niesamowitym bólem i strachem, który czuć na każdej ze stron.
Pierwszy tom porwał, zauroczył, bawił, intrygował. Później załamał, emocjonalnie wytarmosił.
Tu trwa to co sprawia, że każda chwila jaką Jonatan i Amelia spędzają ze sobą, sprawia wrażenie tej najważniejszej i zarazem ostatniej. Nie wiedzą co ich czeka. Tracą nadzieję na to, że mają szansę na szczęśliwe zakończenie. O ile kiedykolwiek ją mieli. Bo jak to możliwe? Tu nie ma szans na scenariusz z happy endem.
Czytałam i cierpiałam razem z nimi. Zarazem rozwikłując kolejne zagadki, anagramy. Z pomocą tej malutkiej latareczki, która miała być ułatwieniem przy odnajdywaniu wskazówek. Ale miałam wrażenie, że jest też takim światełkiem w mroku jaki otacza naszą parę. Ostatnim światełkiem w tunelu... Pokładałam szczątki nadziei na ich wspólną przyszłość w tajemniczych szmaragdach.
I w pewnym momencie autorka odebrała te skrupulatnie zbierane okruszki nadziei. Rozbiła je dosłownie i w przenośni. Przeraża mnie fakt, że w ogóle brała pod uwagę możliwość by pozostawić nas - czytelników, z takim zakończeniem tej historii. Jaki finał spotkał Amelie i Jonatana ?
To musicie już sprawdzić sami. Ale podpowiem Wam tylko, że koniec nie zawsze musi być ...końcem 😅
Teraz mogę się zaśmiać, teraz mogę oddychać swobodnie. I choć uparcie dążyłam do tego żeby jak najszybciej tę książkę przeczytać i poznać finał tej historii, teraz mam ochotę zacząć czytać od nowa. A nie często towarzyszy mi takie uczucie.
To książka, z którą wyjątkowo trudno się rozstać ale też wyjątkowo łatwo pokochać i zawartą w niej historię i cudownych bohaterów.
Jeśli macie ochotę na niezapomnianą wyprawę do Nowego Jorku, na cudowny romans opowiadający o bezkresnej miłości, pokonującej każdą przeszkodę, takiej na śmierć i życie, jeśli kochacie książki z wątkami paranormalnymi - to książka dla Was.
Czytałam książki K. Gier, zarówno Trylogię Czasu jak i Trylogię snu. I choć nie mogę powiedzieć, że to podobna historia, to w piękny sposób Julka zaczerpnęła inspiracje z tamtych książek. Stworzyła swoją własną i niepowtarzalną dylogię, która w momencie uzależnia i zakorzenia w serduchu. Jestem pewna, że tylko gdy dopadnie mnie demencja jak Mags, zapomnę to co tu przeczytałam.
Dziękuję za tę niesamowitą dawkę emocji zarówno utalentowanej autorce jak i wydawnictwu.