UWAGA! RECENZJA ZAWIERA SPOILERY!
,,Gangsterskie porachunki” to kolejna powieść niemal idealna dla fanek bestsellerowego ,,Ochroniarza”. Książkę zamówiłam w wersji papierowej, bo urzekła mnie już na poziomie okładki i zwyczajnie nie mogłabym jej nie mieć na swoim regale. Fabuła miewała wzloty i upadki, ale w ostatecznym rozrachunku mogę powiedzieć tylko jedno - WARTO.
Joanna jako jedyna kobieta w biurze nie uległa wątpliwej jakości urokowi swojego przełożonego, który słynie przede wszystkim z licznych romansów. Żyjąca przede wszystkim pracą bohaterka jest zaskoczona, kiedy jeden z poranków spędza nie za biurkiem, ale na komisariacie policji. Mandat za złe parkowanie to tylko początek jej problemów, ponieważ jeszcze tego samego dnia spotyka na swojej drodze niemożliwe przystojnego policjanta Piotra Górskiego. Nie ma pojęcia, że znajomość z władczym i cholernie seksownym gliniarzem na zawsze zmieni jej życie.
Pomijając oczywistą zaletę, jaką jest PRZEPIĘKNA okładka, to książkę doceniłam przede wszystkim za humor. Jestem pełna podziwu za to, jak umiejętnie autorka operuje dystansem i komizmem, nie przerysowując jakiejkolwiek sytuacji w żaden sposób. Już po kilku pierwszych stronach niemal chichotałam pod nosem jak głupia. Życie Joanny to niekończąca się porażka i pasmo nieszczęść. Ona po prostu przyciąga do siebie problemy i niekomfortowe sytuacje, ale pozostaje przy tym niesamowicie urocza i szczerze zabawna. Sympatia do niej pojawiła się niemal od razu, tak samo zresztą jak do pana policjanta 😈 Jeżeli chodzi o mnie, pierwsza część historii to majstersztyk. Odpowiadało mi tu wszystko - napięcie, tajemnice, nawet szybko rozwijająca się relacja między Joanną a Piotrem. Uwielbiam jego sposób bycia, mówienia i zachowania. Uwielbiam tę postać i naprawdę liczę na jej pojawienie się w kolejnej części, bo przecież postrzał o niczym nie świadczy. Kiedy jednak dotarłam do tego fragmentu, czułam się zmasakrowana, przeżuta i wypluta, zastanawiając się, co autorka najlepszego zrobiła. Byłam ZAŁAMANA, ale i tak czytałam dalej.
Intryga grubymi nićmi szyta, prawdopodobnie jedna z lepszych, jakie miałam okazję spotkać w książkach tego typu. Niestety - w drugiej części historii atmosfera trochę siadła. Kiedy na jaw wyszła postać Aleksa, byłam zaciekawiona, jednak bardzo szybko to zainteresowanie straciłam. Śledzenie tego, jak diametralnie zmieniły się uczucia Aśki było... przykre. Chociaż to kwestia tego, że jestem #teampiotr, to jednak nie rozumiałam jej zachowań oraz uczuć. Ona sama zresztą też nie, co często mnie irytowało. Czasami miałam wrażenie, że cała ta relacja Joanna-Aleks była mocno na wyrost. Uważam, że główna postać dużo lepszą chemię miała z pierwszym bratem.
Tym oto sposobem przechodzimy do paru minusów. Pierwszym z nich jest brak humoru w tej zagranicznej części historii. Bardzo szybko zrobiło się poważnie i mrocznie, a mnie naprawdę urzekło to, jak zabawny był początek książki. Z czasem zaczęła tracić główna bohaterka - bardzo szybko podporządkowała się facetowi i to nie dlatego, że była zamknięta, tylko dlatego, że zaczęła do swojego porywacza coś czuć (brzmi trochę strasznie).
Kolejna sprawa to angielskie wersje/skróty imion. Kiedy zobaczyłam, jak Piotr sugeruje, by mówić do niego PETER, myślałam, że oszaleję. I tak, Patrycja, rodowita Ślązaczka, wyjaśniła mi potem, że u nich coś takiego funkcjonuje, ale to nadal nie wyjaśnia, czemu wszyscy nazywają Aśkę Jo. I tak, wiem, że za granicą to spore ułatwienie, ale jeżeli już chcemy międzynarodowych smaczków w imionach, to może osadźmy fabułę poza granicami naszego miodem i mlekiem płynącego kraju? Naprawdę, ciężko było mi się w to wczuć, ponieważ nie lubię takiego niezdecydowanego mieszania.
Ogólnie jednak czyta się bardzo szybko, ale to zasługa przede wszystkim stylu autorki - lekko, zrozumiale, bardzo przyjemnie, ale jednocześnie z charakterem i wieloma emocjami. Książkę polecam, szczególnie jeżeli lubicie gangsterskie klimaty. Meg Adams zrobiła dzięki tej książce sporą konkurencję autorkom, które w temacie mafii siedzą od dawien dawna. Właściwie uważam, że odnalazła się w temacie dużo lepiej niż ,,stare wyjadaczki''. LONG LIVE THE QUEEN.