Trzeci tom trylogii Diabelskie maszyny przeczytałam na gorąco, zaraz po tomie drugim. I dobrze, bo nie wyobrażam sobie dłuższej przerwy, autorka niczego nie przypomina, a biorąc pod uwagę wielowątkowość historii naprawdę łatwo byłoby się pogubić. Daruję sobie opis fabuły, który możecie przeczytać tutaj. Rozwieję też Wasze nadzieje na kontynuację - historia została skończona definitywnie, a jakakolwiek wariacja na temat dalszych losów może mieć związek z dziećmi bohaterów :) Dla mnie to wielki plus, ponieważ lubię ukończone serie i strasznie złości mnie rozwlekanie fabuły, byleby tylko zarobić na popularności.
Muszę przyznać, że ten tom czytałam wyjątkowo długo. Wielokrotnie gubiłam wątek i odkładałam książkę na później. Myślę, że powodem był niesamowity smutek tej historii. Wszystkie wydarzenia są przygnębiające i tak naprawdę do 360 strony towarzyszyły mi same negatywne emocje. Żal, rozczarowanie, ból straty i poczucie beznadziei. Wśród emocji pozytywnych (nie bójcie się, też są) pierwsze skrzypce oczywiście gra miłość i lojalność, ale okupione niebywałym poświęceniem. Bohaterowie muszą zmagać się z problemami, które stawia na ich drodze Mortmain i Clave, ale też z samymi sobą. Ciekawy był wątek Jema i jego życiowych wyborów - to on najbardziej mnie w książce zaskoczył, niestety nie pozytywnie.
Rozwiązanie wątku romantycznego Will - Tessa - Jem nie należy do moich ulubionych i jest dość kontrowersyjne. Nie napiszę, co autorka zrobiła z tym nieszczęsnym Jemem, by nie psuć Wam przyjemności czytania, ale daję temu wielkie NIE. Relacja Tessa - Will za to przypadła mi do gustu, był nawet gorący moment, który autorka opisała delikatnie i niedosłownie (wszak to literatura dla młodzieży).
Jeśli chodzi o inne wątki miłosne, to Clare wręcz naszpikowała nimi ten tom - momentami było do przesady ckliwie. W poprzednich częściach romantyzm dało się odczuć, ale subtelnie, natomiast tutaj był istny wybuch ogólnej miłości :) Czy to dobrze? Dla mnie tak, ale przeciwnicy cukierkowatości będą mieli mdłości. Mój ulubiony moment to ten, w którym Magnus "ujął Willa pod brodę" i... nie powiem, co mu zrobił :)
Bohaterowie cyklu są tak wykreowani, że nie sposób ich nie polubić. Każdy z nich wydaje się skomplikowany, ale tak naprawdę jest jasno określony - czarny lub biały. Czytałam zarzuty wielu osób, że to zbyt proste - ale moi drodzy, tutaj chodzi o przygody, akcję, walkę z błędami przeszłości, a nie o przemianę wewnętrzną bohatera. Fabuła skupia się na pokonywaniu gradu przeciwności - czasem ich ilość wręcz przytłacza :) i na tym polu książka nie zawodzi. Wiele się dzieje, akcja jest skomplikowana i wciągająca, ale napewno nie wartka. Autorka w tym tomie nie uniknęła dłużyzn.
Czego mi zabrakło? Obecnego w poprzednich tomach humoru i sarkastycznych uwag Willa. Tutaj autorka skupiła się bardziej na akcji i odkrywaniu wszelkich tajemnic, dopiero końcówka zaspokoiła moje potrzeby - dopiero, gdy życie Nocnych Łowców wraca do normy Will pokazuje całą swoją willowatość :)
"(...) nie chcę, żebyś był uprzejmy Nie pokazuj mi pereł architektury, jakbyś był przewodnikiem Beadekera, tylko mów rzeczy straszne, szalone, śmieszne, układaj piosenki, bądź (...) sobą. Bo inaczej zdzielę cię parasolką."
Wielki plus przyznaję za epilog przedstawiający dalsze losy Tessy w 2008 roku, ups! Tego nie powinnam pisać :)
Drugi wielki plus za okładkę - jest piękna, klimatyczna i spójna z całością. Wydawnictwo MAG stanęło na wysokości zadania.
Podsumowując: 540 stron "Mechanicznej księżniczki” spełniło moje oczekiwania jako finałowego tomu. Emocje, mimo tego, że nie do końca takie, jak chciałam - były. Napięcie (choć małe) i akcja - były. Wątek miłosny ciekawie rozwiązany - był. Humoru, fajerwerków i niespodziewanych zwrotów akcji - za mało. Żegnam bohaterów bez bólu serca, bo wiem, że spotkam podobnych w serii Dary anioła.