Tym razem zmierzyłam się z reportażem o tak jakby moim regionie. Piszę tak jakby, gdyż to nie są moje strony rodzinne, lecz mieszkam na Mazurach już kilkadziesiąt lat i mogę teraz stwierdzić, że to już jest moje miejsce. Raczej nie zamieniłabym na inne. Bieszczady to moje strony rodzinne, równie urokliwe jak te, które teraz zamieszkuję. Gdy miałam kilka lat zaczynaliśmy od początku. Właśnie na Mazurach. A czy potraficie sobie wyobrazić jak to jest ciągle zaczynać życie od nowa, od początku?
Klątwa wiecznego początku odnosi się do okoliczności zewnętrznych: politycznych, ekonomicznych, przyrodniczych. Przyjdzie wojna – trzeba uciekać i zaczynać życie w nowym miejscu. Przyjdzie burza – zniszczy dom i trzeba zaczynać od zera. Umrze ojciec – świat się wali w sekundę, bo matka zostaje sama z dziećmi.
Wiele osób uważa, że Warmia i Mazury to jedna kraina, a jednak jest to nieprawda, gdyż są to to dwa zupełnie inne, różniące się od siebie regiony.
Podstawową różnicą jest wiara, Warmia była głównie katolicka, natomiast Mazury protestanckie. Nawet widać to jadąc drogami regionu, że na Warmii są przy drogach kapliczki, natomiast na Mazurach stoją krzyże. Mieszkam na pograniczu tych regionów i jako dziecko zastanawiałam się dlaczego w jednej miejscowości stoi kapliczka i przy niej odbywają się majowe obrzędy a w sąsiedniej wiosce jest tylko krzyż i też przystrojony w maju i ludzie się przy nim zbierają. Moja mama nie umiała mi tego wytłumaczyć, gdyż pewnie sama tego nie wiedziała, natomiast tubylcy nie bardzo chcieli się wdawać w takie rozmowy, zwłaszcza z dziećmi napływowej ludności. Po jakimś czasie kontakty się ociepliły, starsze panie zaczęły opowiadać różne historie, lecz dzieci jak to dzieci nie zawsze chciały słuchać takich opowieści. Trochę jednak w pamięci zostało mi tych historii, więc mogłam opowiedzieć swoim dzieciom.
To była dziwna polskość. Taka polskość z alzhaimerem. Warmia bowiem w momencie plebiscytu od prawie stu pięćdziesięciu lat (czyli od pierwszego rozbioru Polski) należała do Niemiec, a dokładnie do Prus Wschodnich - najbardziej wysuniętej na wschód niemieckiej prowincji. Podobnie zresztą jak Mazury, tylko że one nigdy nie wchodziły w skład Rzeczypospolitej, a przez zaledwie dwieście lat (od XVI do XVIII wieku) były z nią luźno związane jako państwo lenne. Mimo to ich mieszkańcy mówili po polsku.
Czytając tę książkę wracałam do swojego dzieciństwa, gdy często się dziwiłam, dlaczego niektórzy sąsiedzi mówią po niemiecku, inni trochę tak dziwniej (gwarą mazurską), ale nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, gdyż z każdym można się było porozumieć. W latach sześćdziesiątych wyjechało sporo rodzin do Niemiec a z niektórymi mam kontakt nawet do dnia dzisiejszego, oni tam są dla Niemców i tak Polakami.
"Wieczny początek" to opowieść z kilku perspektyw, ludzi mieszkających tu od zawsze, ludzi, którzy osiedlali się na pozostawionych przez tubylców gospodarstwach oraz ludzi urodzonych już tutaj, którym wiedzę na temat tego miejsca mogli przekazać tylko rodzice lub dziadkowie, gdyż w szkole nie można było uzyskać takiej wiedzy. Wiedza ta jest ogólnie dość bolesna, trudna i skomplikowana, podczas rozmów obecnie można to wydobyć teraz może nawet prędzej niż kilkadziesiąt lat temu. Czas goi rany i inaczej się spogląda na dawne wydarzenia.
Ta książka dobrze wyjaśnia różnice między Warmią i Mazurami, ale nie tylko. Pozwala zrozumieć historię tego terenu, odszukać tożsamości współczesnych mieszkańców osiedlających się na Warmii i Mazurach. Chociaż musze przyznać, że książka jest tak jakby nierówno napisana, są niektóre rozdziały bardzo dobre, klimatyczne, ale zdarzają się także zbyt chaotyczne. Jest też trochę błędów historycznych, lecz nie będę się w to zagłębiać. Zdziwiona i zawiedziona jestem tylko, że na mapce umieszczonej w książce są miejscowości, które nie są już na Mazurach lecz na Kurpiach a brakuje na przykład Dźwierzut, Pasymia czy Purdy. A przecież w tych miejscowościach mieszkają jeszcze starzy Mazurzy i Warmiacy pamiętający dawne czasy.
Książkę polecam szczególnie mieszkańcom obu regionów, ale także i tym, którzy nigdy tu nie byli. Większość myśli, że Warmia i Mazury to tylko jeziora, lasy, grzyby i kleszcze. Nic w życiu nie jest tylko czarne i białe, jak wszędzie i u nas jest też kolorowo. Ten reportaż pokazuje nam to właśnie, autorka wykonała kawał dobrej roboty pisząc tę książkę. Chwilami nie jest to łatwa lektura, ale polecam każdemu.
Okazuje się, że klątwa wiecznego początku ciągle ma się dobrze.