Kerry Fischer dała się poznać polskim czytelnikom za sprawą dwóch powieści – „Sekretne dziecko” i „Posłuszna żona”. Obie należą do kategorii literatury obyczajowej. Obie wydane przez Wydawnictwo Literackie. I tu należą się brawa za spójność okładek, cenię takie podejście do czytelnika! Fischer powraca z nową książką, tym razem stawiając na komedię romantyczną.
„Matka (prawie) idealna” opowiada historię 36-letniej Amaii Etxeleku i jej rodziny. Kobieta zarabia sprzątaniem bogatych domów. Nie ma co ukrywać, ale nie jest to praca marzeń. Jej partner spędza dnie przed telewizorem, wyznając zasadę że nie ma dla niego odpowiedniej pracy, a tym samym kompletnie nie realizuje się jako głowa rodziny. Nieoczekiwanie w ich ręce trafia spadek, z tym że nie mogą go wykorzystać inaczej jak na opłacenie czesnego dla dzieci - Bronte i Harleya - w Stirling Hall School. To ekskluzywna placówka, która respektuje zasadę „im więcej zajęć dodatkowych, tym lepiej”, a na posiłek do szkoły jedynie organiczne morele i herbatniki pozbawione czekolady. Dla Mii i jej dzieci to na swój sposób awans społeczny.
Czy dzieciom i Amaii uda się szybko i bezboleśnie aklimatyzować? Czy Mii uda się przetrwać w świecie zarozumiałych i egoistycznych mamusiek z wyższych sfer, których jedynym zajęciem jest dbanie o urodę i nieustanne przechwałki? Czy jej dzieci odnajdą się w nowej szkole i będą mogły liczyć na lojalnych przyjaciół?
Fischer pod przykrywką banalnej i infantylnej historii z jednej strony pokazuje różnice klas społecznych i codzienny trud utrzymania się, a z drugiej strony złe emocje, które stopniowo kumulowane mają swoje odbicie w przemocy. Może zbyt karykaturalnie i na przesadzonych przykładach, ale granica między bogatymi a klasą średnią jest wyraźna. Amaia jest bardzo rodzinna, a za główny cel stawia sobie dbanie o dobro dzieci i zapewnienie im dobrej przyszłości. Stawia na edukację, bo jak sama powtarza gdyby skończyła szkoły, byłaby dzisiaj gdzie indziej. Wadą Mii jest to, że nie wierzy w siebie. To, że za sprawą złych wyborów i fatalnych decyzji jej życie nie jest idealne, wcale nie oznacza, że nie ma w nim przestrzeni na zmiany.
Historia Mii to nic innego jak współczesna opowieść o kopciuszku. Przyjemny styl narracji podszytej poczuciem humoru sprawia, że powieść Fischer czyta się zaskakująco dobrze. Oczywiście nie brakuje zaskakujących sytuacji, zamieszania i nagłych zwrotów akcji. Nie zabrakło wyśmiewania z klasowych stereotypów, na szczęście wszystko zaprezentowane z klasą i ze smakiem.
Powieść została napisana w 2014 roku więc na szczęście pozbawiona jest technologicznych nowinek i smartfonów. Główne zajęcie dzieciaków to skoki do basenu na główkę. A całe rodziny wieczorami spędzają czas przed telewizorem. To duży plus powieści, że młodzi nie nurkują w małych ekranach.
„Matka (prawie) idealna” bawi i wzrusza. Mocną stroną autorki są błyskotliwe dialogi, myślę że duża zasługa tłumacza tym zakresie. Dzięki Fischer czytelnik staje się świadkiem metamorfozy głównej bohaterki. Amaia okazała się być postacią z krwi i kości, a przy tym wytrwałą, zdeterminowaną i przede wszystkim wzbudzającą sympatię kobietą. I nie tylko zmienia ona swój status społeczny, ale i wartości. Z biegiem czasu okaże się, że Maia potrafi zawalczyć o swoje szczęście, zacznie podejmować decyzje czasem pod wpływem chwili, ale i nie zabraknie zdroworozsądkowego myślenia i działania. To historia, która krzepi, bawi i podnosi na duchu.