Graham Masterton to autor, po którego książki sięgam w ciemno. Jedne podobają mi się mnie, drugie bardziej, ale mimo wszystko pokochałam styl tego pana i z chęcią spędzam czas z jego twórczością. Tym razem padło na „Wyklętego”, powieść, która łączy w sobie element grozy, kryminału i odrobinkę paranormalności.
John Trenton prowadzi sklep ze starociami w miasteczku Salem. Tak, w tym Salem, które wszyscy kojarzą z procesem czarownic. Jednak życie antykwariusza nie jest usłane różami, bowiem całkiem niedawno zmarła kobieta, którą kochał całym sercem. Jane, żona Johna, uległa tragicznemu i zostawiła swojego ukochanego na tym ziemskim padole. Ból po stracie jest niewyobrażalny, a z powodu obrazu, który John kupuje na akcji powiększa się jeszcze bardziej. Na pierwszy rzut oka w tym dziele sztuki nie ma nic niezwykłego, okazuje się jednak, że jest kluczem do rozwiązania zagadki dotyczącej azteckiego demona śmierci. Demona, który uwięził Jane.
To, co kocham w książkach Grahama Mastertona to przede wszystkim nawiązania do zjawisk paranormalnych czy mitologii. Tym razem zostaje nam przedstawiony jedno z azteckich bóstw – Mictantecutli. Ukazany w formie okrutnego demona, który żywi się duszami zmarłych, będzie próbował zrobić wszystko, aby John go uwolnił z otchłani. A powszechnie wiadomo, że człowieka dotkniętego depresją, który stracił wszystko, co kochał, bardzo łatwo jest zwieść na manowce… Właściwie to przyznam się szczerze, że na azteckiej mitologii się nie znam, ale Graham Masterton posiada tę umiejętność, że wszystko przedstawia w sposób bardzo realistyczny. Nawet, gdyby postać ta okazała się czysto literacką fikcją, to i tak bym tego nie zauważyła. Jednak mój dociekliwy umysł zdołał już poszperać tu i ówdzie, Mictantecutli jest prawdziwy, więc już wiemy, skąd autor czerpał inspirację.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie, nie da się ukryć, że fabuła jest wciągająca. Z przyjemnością śledzi się poczynania bohaterów i nasza ciekawość bierze górę, gdy zaczynamy się zastanawiać, co zrobi John i jak to wszystko się zakończy. Pojawia się również motyw czarownic, co wraz z aztecką mitologią i odpowiednim klimatem naprawdę przypadło mi do gustu. Pan Masterton może nie jest niekwestionowanym mistrzem w tworzeniu przerażającej atmosfery i budowaniu napięcia tak, aby serce podchodziło do gardła, ale i tak można doskonale wczuć się w opisywany przez niego świat. Chociaż może to być też osobista kwestia każdego czytelnika, wiadomo, że jedni są bardziej podatni na strachy a inni nieco mniej. W każdym bądź razie uważajcie, jak będziecie chcieli się zabrać za tę pozycję późnym wieczorem, będąc sami w domu…
Kunsztu pisarskiego autorowi odmówić nie można – nie okłamujmy się. Ten człowiek ma na swoim koncie naprawdę całe mnóstwo pozycji i choć czasami myślę, że mógłby postawić na jakość, a nie na ilość, to i tak go lubię i sięgam po każdą kolejną książkę, która wyjdzie spod jego pióra. Styl pana Mastertona jest przyjemny, widać, że posiada on lekkość pióra, ale ma też wszystko w głowie poukładane. Historia Johna była z pewnością dobrze zaplanowana, co widać w chronologii wydarzeń i logice, która im towarzyszy. Punkt kulminacyjny tej powieści trochę mnie rozczarował, ale całość czytało mi się naprawdę świetnie. Powiem więcej, ciężko nawet było się oderwać od lektury.
„Wyklęty” to jedna z lepszych powieści Grahama, która już od pierwszych stron zapraszała mnie do swojego świata, a ja bez zbędnych ceregieli to zaproszenie przyjęłam. I nie żałuję. Spędziłam z tą książką same dobre chwile. Dobra kreacja bohaterów, ładne dopracowanie wszystkich wątków, świetny język i odpowiednio dopasowany klimat – naprawdę ciężko mi tutaj zarzucić jakieś poważne błędy i literackie wykroczenia. Książka bardzo dobra i z chęcią sięgnę po nią jeszcze raz, a Wam szczerze polecam!