Największym skarbem Lazlo jest marzenie o poznaniu tajemnic zaginionego i zapomnianego miasta Szloch. Staje się ono jego siłą w czasach pobytu w sierocińcu i obsesją, gdy zostaje bibliotekarzem. Zawsze myślał jednak, że kosztowna wyprawa znajduje się poza jego zasięgiem, aż mityczni wojownicy sami przybyli do Wielkiej Biblioteki w poszukiwaniu pomocy.
Pomocy, której nie on miał im dać.
Są takie opowieści, przez które czytelnik po prostu płynie. Zaczyna czytać pierwszy rozdział i niespodziewanie zostaje zmuszony do wynurzenia, gdy kończy się ostatni, choć przecież nie jest jeszcze na to gotowy. Są to opowieści, gdzie akcja jedynie nieznacznie przyśpiesza lub nieznacznie zwalnia, bo ma swoje tempo, którego zdawać by się mogło, że nie planuje porzucić. Opowieści pisane przez autora, który ma ogromny talent do tworzenia pięknych zdań. Takich, które rozkochują w sobie fanów pięknego stylu.
„Marzyciel” to zdecydowanie jedna z tego typu książek. Wydawnictwo zadbało o to, by wizualnie robiła już wrażenie, a autorka zagwarantowała o resztę. Dzięki nim powstało coś przepięknego. Coś, co udało mi się pokochać.
Czasami zastanawiam się, kim są autorzy pokroju Laini Taylor. Skąd bierze się ich talent i wprawa w kreowaniu zupełnie nowych światów. Bo widzicie, tutaj wszystko zdaje się być na swoim miejscu. Tajemniczy bohaterowie stopniowo odsłaniają nam swoje sekrety, zyskują wielobarwne osobowości i skomplikowane historie, których byśmy się po nich nie spodziewali. A akcja dzielnie płynie przed siebie w sposób przemyślany, który pewnie zirytuje osoby, które lubią jak dużo się dzieje, ale który tworzy coś absolutnie pięknego. W dodatku! Mityczne istoty! Mityczne miasto! Jak ładnie zostało to wszystko obmyślone! Na tyle ładnie, że mam ochotę mocno przesadzić z ilością wykrzykników, by podkreślić, jak mocno polubiłam autorkę i jej opowieść.
Bardzo miłą częścią książki jest również odważne podążanie za marzeniami. Słuchanie głosu serca, które wie najlepiej, co jest dla nas dobre. Lazlo stawia wszystko na jedną kartę i ryzykuje swoją przyszłość, nawet życie, by spełnić pragnienie, które towarzyszy mu od lat. Z części na część możemy obserwować jak chłopak rozkwita. Jak kosztuje wolności, a jej smak ogromnie mu smakuje. To cudowne, choć jednocześnie po trafieniu do Szlochu pojawiają się kolejne problemy, kolejne szarości chmur, które chce rozwiać, ale ma wrażenie jakby był zupełnie nieznaczącym elementem rozgrywającej się na jego oczach legendy. Aż do ostatnich rozdziałów nikt z bohaterów nie ma jednak pojęcia, jak bardzo Lazlo się myli. Wtedy akcja mocno przyśpiesza i okropnie bawi się naszym sercem, by wszystko zakończyło się w momencie, który wymusza na czytelniku sięgnięcie po drugi tom. Choć „wymusza” to bardzo brzydkie słowo, gdy mamy do czynienia z czymś tak świetnym. Bo to nie tak, że „muszę” czytać dalej a „chcę” to zrobić i dowiedzieć się, jak wszystko się potoczy. Co będzie z mieszkańcami Szlochu oraz mieszkańcami... Och. Tego nie mogę wam powiedzieć. Niech to będzie słodka tajemnica, którą mogą poznać jedynie osoby, które sięgną po książkę. Proszę, nie róbcie sobie spoilerów, bo zaskoczenie gra tutaj dużą rolę!
„Tam, zamknięta pomiędzy okładkami, znajdowała się się historia ludzkiej wyobraźni i nic nie wydawało mu się jednocześnie piękniejsze, straszniejsze i dziwaczniejsze.”