„Lynn Kurland to wielokrotnie nagradzana autorka romansów historycznych z elementami fantasy i podróży w czasie. Magia historii, dawnych miejsc i namiętności w jej powieściach trwa przez wieki.” Kierowana chęcią przeczytania czegoś lekkiego sięgnęłam po „Marzenia z gwiezdnego pyłu”.
Popatrz na Jacksona Aleksandra Kilchurna IV. Co go wyróżnia spośród innych synów właścicieli imperiów finansowych? Cóż, Jake, zamiast przesiadywać w biurze lub rozkoszować się luksusem, szuka w egzotycznych krajach klejnotów do obróbki. Zarabia wielkie sumy pieniędzy, gdyż jego wyroby cieszą się niemałą popularnością. Praca jest jego pasją i nie zamierza jej przerywać. Jego dotychczasowe życie zmienia jednak wydarzenie równie nieprawdopodobne, co magiczne: przenosi się z roku 2005 do... średniowiecza! Poznaje tam Amandę, kobietę o tak piękną, że olśniewa jeszcze 800 lat później. Wkrótce Jake się zakochuje z wzajemnością. Jeden problem nie daje mu spać: w średniowiecznej Anglii jest zaledwie kupcem bez majątku (który pozostał w czasach mu współczesnych). Jak mógłby ubiegać się o rękę Amandy? Jake musi przenieść się znowu do roku 2005, ale czy to wystarczy?
Liczyłam na lekkie czytadło. Czytadło- tak, lekkie- nie. Początkowo lektura nie była mozolna, lecz poczynając gdzieś od strony 150 zaczynała mnie nużyć. Ciągle to samo: od świtu ćwiczenie się w władaniu mieczem, by przypodobać się ojcu Amandy, a w nocy rozmyślanie nad ich okropną sytuacją. Dopiero pod koniec akcja przyspieszyła. Fabuła, jak to w czytadłach, przewidywalna, jednak mimo to zachowała trochę swojej oryginalności. W końcu niecodziennie spotyka się książki o podróżowaniu w czasie. Brakowało mi również logiki, bo nauka starszej odmiany francuskiego (który Jake znał słabo) w przeciągu kilku dni graniczyłaby z cudem. Żałuję, że nie było momentów zaskoczenia czy szoku, aczkolwiek Lynn Kurland nadrobiła to ciętym językiem i zabawnymi sytuacjami.
Odniosłam wrażenie, iż Jake nie ma określonego charakteru. Raz bohaterski, raz tchórzliwy; raz przyzwyczajony do wygód, raz gotowy do życia w surowych warunkach. Postać Amandy również mnie nie zachwyciła- owszem, miała swój charakter, ale czasami mu zaprzeczała. Bohaterowie drugoplanowi odznaczali się lepszą konstrukcją, co samo w sobie jest dziwne, bo przecież główne postacie powinny być lepiej zbudowane.
Współczesny język w ustach średniowiecznej damy nie był, moim zdaniem, najlepszym wyborem, jednak cieszę się, że nie zaserwowano mi wyrażeń jak z „Krzyżaków”. Owszem, pojedyncze zwroty rodem z wieku XIII się pojawiały, jednak nie tak często jak powinny. Lawirowanie pomiędzy różnymi epokami komplikowało czytanie, równocześnie dodając pozycji tajemniczości.
Pomimo wad, które wymieniłam, „Marzeń z gwiezdnego pyłu” nie oceniam bardzo źle, bo nie miałam wobec nich żadnych wygórowanych oczekiwań. Biorąc pod uwagę przyjemny humor oraz pomysłową fabułę jest dobrym przerywnikiem.