O reżimie wiem tyle, co i większość mieszkańców naszego pięknego kraju – jest. Gdzieś tam w odległych krajach podobno zwyczajnie jest (według środków masowego przekazu, rzecz jasna), ale co się tam faktycznie dzieje nie jestem w stanie sobie wyobrazić i nawet szczególnie nie próbuję, bo przecież mam tyle własnych spraw na głowie, tyle problemów i rozterek, a jednak czasem warto się nad tym zastanowić. Pomyśleć, co przeżywają ci zwykli ludzie. Nie wnikać w wielkie polityczne rozgrywki, ale wejść do świata emocji, do świata frustracji i niezwykle trudnych wyborów, które muszą podjąć ludzie tacy sami jak my i właśnie w takim celu powstała owa książka. Powstała po to by otworzyć nam oczy na emocje, o których nawet nie sądziliśmy, że istnieją, powstała aby pokazać ile człowiek jest w stanie przetrwać nie zatracając siebie…
Marina Nemat napisała książkę, która przerwała milczenie. Opisała swoje własne losy. Stworzyła historię, w którą aż ciężko uwierzyć. Wielokrotnie podczas czytania zamykałam oczy i usilnie próbowałam wyobrazić sobie jakby to było gdybym to ja była na jej miejscu? Ile bym wytrzymała? Co bym czuła? Czy byłabym w stanie tak jak autorka pozostać sobą, choć w minimalnej części? Obecnie wydaje mi się, że nie. Jestem za słaba, a to tylko zmusza mnie do jeszcze większego pokłonu w stronę Mariny, ale nie jako pisarki. Jako człowieka…
Szesnastoletnia dziewczyna, chrześcijanka trafia do słynnego więzienia Evan. Za co? Za to, że miała na tyle odwagi aby głośno wypowiedzieć to, co myśleli inni. Przeciwstawiła się propagandzie w szkole i skrytykowała fakt, że nauczycielka indoktrynuje uczniów, zamiast wykładać swój przedmiot. Nic nadzwyczajnego. A jednak… Trafia na listę przeciwników rewolucji, a później jest już tylko gorzej.
Przychodzą po więźniów do ich własnych domów. Kiedy nie ma oskarżonych zabierają pierwszą lepszą osobę. Matkę, ojca, siostrę… Lepiej, więc, aby zastali osobę po którą przyszli, choć i tak zabierają ją, bez słowa wyjaśnienia, otuchy. W tym momencie człowiek zaczyna być obdzierany ze swego człowieczeństwa. Sznur, worki, krzyki, tortury, głód, śmierć…
Marina Nemat doświadczyła tego na własnej skórze. Zabrali, osadzili w więzieniu. Była torturowana, a w tej książce to słowo nabiera nowego znaczenia, gdyż nie jesteśmy w stanie określić, co było gorsze – ból fizyczny czy ten psychiczny?
W końcu bohaterka i autorka w jednej osobie stanęła przed plutonem egzekucyjnym. Rozstrzelanie. Taki czekał ją los, ale przeżyła. Miała szczęście? To śmieszne słowo. I nie pasuje do tej książki, bo to, że przeżyła nie było żadnym szczęściem, co wielokrotnie sama podkreśla na kartkach „Uwięzionej w Teheranie”.
Uratował ją jeden z szefów więzienia. Zakochał się w niej. Nic więcej. To uczucie spowodowało, że ocalił jedno istnienie, ale odebrał istnieniu duszę.
Wizja dożywotniego obserwowania bólu, załamania bliskich sobie osób, obłędu, rozpaczy i śmierci nie napawał optymizmem, a mimo wszystko kazano jej za to zapłacić. Zapłacić ślubem z niekochany mężczyzną, który nie stał się tyranem, nie bił, nie krzyczał. Zwyczajnie kochał, przez, co nie można było go znienawidzić, choć pragnęło się tego z całego serca. Zmusił do zmiany Religi, przekonań, stylu życia, marzeń. Nie był w stanie zmusić do zatracenia własnego „ja”. I to „ja” przetrwało wszystko, co najgorsze, i doczekało wolności, tej prawdziwej, nieograniczonej…
„Uwięziona w Teheranie” nie jest książką miłą, łatwą i przyjemną, ale na pewną wartą przeczytania. Nie jest przesycona krwawymi opisami tortur, czego można by się było spodziewać po książce tego pokroju. Wręcz przeciwnie, w książce najważniejsza rolę pełnią uczucia – miłość, uczciwość, siła, wytrwałość, nadzieja… Na kartkach tego swoistego pamiętnika, następuje rozgrzeszenie każdego, kto zadał bohaterce ból. Żegnamy nienawiść, której chyba nigdy nie było na prawdę.
W trakcie lektury czytelnik sam zaczyna odczuwać wszystko to, co przeżywa bohaterka. Rozpatruje pewne kwestie i zachowania w kategoriach stricte humanitarnych. Poznaje prawdziwą twarz człowieczeństwa. Rewolucja jest tutaj jedynie tłem. Nie jest ukazana w aspekcie wielkiej polityki a w aspekcie zwykłych ludzi, którzy musieli się odnaleźć w tej trudnej rzeczywistości.
„Uwięziona w Teheranie” to książka, która zapada w pamięć. Zdecydowanie może zająć honorowe miejsce na półkach biblioteczek dosłownie każdego człowieka. Napisana lekko, uwodzi prawdziwością i nierealnością rzeczywistości. Obnaża tematy tabu naszego świata.
Sama osobiście po zakończeniu czytania długo wpatrywałam się w okładkę i przedstawiony na niej portret autorki i powtarzałam sobie – nie to nie może być prawda. Jesteś silna Marino, niezwykle silna...