Za każdym razem, gdy wystawiam książkom ocenę, przy "10" drga mi palec.
Tym razem nie drgnął. Innej oceny być nie mogło.
Jestem przekonana, że "Marianna" jest beletryzowaną autobiografią, i że to, co Anna Kamieńska opisuje, opisuje tak wspaniale, bo to po prostu pamięta, ale jeśli jest inaczej, jeżeli ona umiała do tego stopnia wczuć się w dziecko, wymyślić je, wyobrazić sobie - to jest pisarką tak wybitną, jaka rzadko się zdarza na tym padole łez.
Mała dziewczynka, bohaterka książki, Marianna, jest jak Calineczka - w środku swojego domu, jak w środku kwiatu, ukryta, widzi tylko to, co ją otacza, nazywa to, co ją otacza, dotyka, próbuje zrozumieć. A potem, krok po kroku, wychodzi poza swoją oswojoną już przestrzeń, i, krok po kroku, oswaja jej coraz więcej i więcej, a my, czytając, możemy podziwiać subtelność, z jaką opisane zostało dziecięce rozrastanie się świata.
Czytałam tę książkę dziesiątki razy, znałam ją prawie na pamięć, i tekst, i ilustracje, cudowne ilustracje Leonii Janeckiej, niby kilka kresek przypominających gałązki, twarze bez rysów, wszystko proste i oszczędne - a jak cudownie oddana niezdarność dziecięca, niedbałość, te opadające pończochy, ta uboga sukienka osłonięta fartuszkiem, jak widać, że to biedna dziewczynka w ubraniu po starszej siostrze! Za to (także) uwielbiam tę książkę.
Chociaż straszliwie się bałam tej... niezdarności. Tej biedy. Bo bohaterka jest biedna, chociaż nie jest to z jakimś nadmiernym naciskiem podkreślane, nie, ot, naszkicowane giętkim słowem, pasującym do giętkich linii ilustracji. Mała Marianna jest dzieckiem ubogim, a poza tym - samotnym, "osobnym", nikt jej właściwie nie towarzyszy w odkrywaniu świata, matka - wdowa z trójką dzieci, surowa, nieobecna, zbyt jest zajęta pracą, by mieć na to czas, najstarsza siostra spełniająca rolę matki, ubierająca, karmiąca, pilnująca - nie ma na rozmowy z młodszym dzieckiem ani czasu, ani ochoty, a młodsza siostrzyczka jest jeszcze berbeciem... Więc Marianna sama się dziwi, sama pyta i sama szuka odpowiedzi, sama przetrawia swoje rozczarowania i sama zbiera się na odwagę, by zrobić kolejny krok w świat, a z nią - czytelnik, zanurzony w jej samotności, i w smutku, którym podszyta jest cała ta opowieść, przenikającym jak mróz, do kości, niepostrzeżenie.
Arcydzieło.