Kilka lat temu – jeśli się nie mylę – za sprawą „Sekretnego życia drzew” Petera Wohllebena bardzo popularne stały się książki dotyczące fauny i flory. Większość z niech jest jednak napisana przez zagranicznych autorów (z polskich kojarzę głównie Simonę Kossak, Dorotę Sumińską oraz Adama Wajraka). Dlatego też książka Marcina Kostrzyńskiego była miłym zaskoczeniem. Autor ten – od najmłodszych lat na różne sposoby jest związany z przyrodą, pracuje też jako operator kamery. Dzięki połączeniu tych dwóch zainteresowań czytelnicy mogą cieszyć się lekturą książki, a użytkownicy YouTuba oglądać filmy na kanale Marcin z Lasu.
O czym jest ta książka? Jest zapisem wieloletniej pasji pomagania, dokarmiania, a także obserwacji leśnych zwierząt. Fascynujący jest fakt, że pan Kostrzyński dawno temu kupił drewnianą chatkę w środku lasu, gdzie ma na wyciągnięcie ręki dziki, sarny, jelenie. Sam zaś przeszedł długą drogę od myśliwego do zagorzałego obrońcy zwierząt.
Książka jest dość nierówna – są w niej bardziej wciągające momenty, dla mnie to głównie rozdziały poświęcone ratowaniu i dokarmianiu zwierząt. Przeżyłam też szok, gdy przeczytałam o kulisach kręcenia wielkich produkcji przyrodniczych. Kolejny raz okazuje się, że człowiek jest największym szkodnikiem na ziemi.
Głównym zarzutem kierowanym wobec Autora jest to, że choć przestrzega przed dokarmianiem, obserwowaniem i przygarnianiem dzikich zwierząt, sam to robi. Osobiście nie czuję się kompetentna, żeby ocenić jego postępowanie. Myślę, że trzeba jednak wziąć pod uwagę fakt, że pan Marcin jest leśnikiem, tak więc być może wie, co robi.
Inny zarzut kierowany w stronę Autora, to brak zdolności literackich. Fakt, książka jest czasami trochę chaotyczna, może rzeczywiście język nie jest z najwyższej półki, ale… Ale mi to w ogóle nie przeszkadzało! Ta pasja, ta chęć pomocy zwierzętom, to poświęcenie. Oby było jak najwięcej ludzi, którym leży na sercu dobro żywych istot.
Moje obawy budzi coś innego – a mianowicie to, że może się teraz znaleźć wielu naśladowców-amatorów, którzy nie mają bladego pojęcia o dzikiej przyrodzie i niechcący chcąc pomóc, zaszkodzą. Inna obawa – Marcin Kostrzyński w książce często podkreślał, że musiał stosować różne fortele, żeby przechytrzyć myśliwych czy nawet leśników – no cóż, bardzo wiele tajemnic ujawnił w książce.
Mimo pewnych niedociągnięć książkę czyta się z przyjemnością, dostarcza ona wielu ciekawych faktów ze świata natury, Autor rozprawia się też z wieloma stereotypami dotyczącymi zwierząt, m.in. wilków. Skutkiem ubocznym lektury jest niechybna chęć porzucenia choć na chwilę zabieganej codzienność i udanie się w Bieszczady, aby pobyć na łonie natury.