Z książkami Marcina Mellera jeszcze nie miałam okazji się zetknąć. Teraz postanowiłam to zmienić i sięgnąć po „Czerwoną ziemię” zupełnie nie wiedząc, co mnie czeka. Akcja wspomnianej powieści rozrywa się w dwóch strefach czasowych, a wszystko po to, aby opowiedzieć czytelnikom o związkach przyczynowo-skutkowych zdarzeń, które mają miejsce współcześnie.
Mamy rok 1996, kiedy to Wiktor Tilszner jako młody reporter wyrusza w podróż do Afryki – kraju z jednej strony pięknego, ale z drugiej niebezpiecznego. Zaczyna się więc jego największa podróż w głąb tego niezwykłego lądu. Autor serwuje nam jednak nagły przeskok do roku 2020, kiedy to ten sam mężczyzna już jako redaktor popularnej gazety ma przygotować materiał polityczny. Swoje plany dziennikarskie musi jednak przerwać, gdy właśnie jego 20-letni syn, Marcin wyrusza do Afryki, aby poznać trasę, którą niegdyś podążał ojciec. Nagle jednak między nimi kontakt się urywa, co powoduje natychmiastową reakcję Wiktora, który rozpoczyna pełne dramatycznych emocji poszukiwania syna. Co z tego wyniknie i jaki będzie finał tej historii, przekonacie się, gdy sięgniecie po książkę Marcina Mellera.
Jednego można być pewnym, w „Czerwonej ziemi” nie brakuje dynamiki oraz zaskakujących zwrotów akcji. Na szczęście, gdy mamy do czynienia z retrospektywą, możemy odetchnąć i wreszcie poznać szczegóły z życia Wiktora. Wtedy bowiem akcja zwalnia. To idealne rozwiązanie dla kogoś, kto podczas czytania potrzebuje odrobinę oddechu. Zaczynamy podążać śladami głównego bohatera. Odkrywamy motywy jego działania, co pomoże w poznaniu nie tylko samego Wiktora, ale także jego towarzyszy. Dowiadujemy się, jakie łączą ich relacje. Meller pomoże też zgłębić czytelnikowi kontynent afrykański wraz ze wszystkimi jego kolorami i kontrastami. Jest to więc słodko-gorzki obraz Afryki, o której za wiele nie mówi się w mediach.
Szczególną uwagę autor przywiązuje tutaj do pokazania więzi ojca z synem. Jest w tym wszystkim sporo emocji, ponieważ Wiktor próbuje naprawić stracone lata, skorygować błędy młodości. Ogromny podziw budzi determinacja, z jaką ojciec próbuje odnaleźć syna. Do głosu dochodzi tutaj niewyobrażalna miłość rodzicielska, próba odkupienia win i wreszcie chęć odbudowania tego, co zabrała im obojgu przeszłość.
Podobnie Marcin stara się zrozumieć ojca, wybaczyć, zaakceptować, ale też zrozumieć, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej. Czy uda im się odbudować relację ojcowsko-synowską? Tego dowiecie się, gdy przeczytacie „Czerwoną ziemię”.
Meller opowiada jednak nie tylko o tym, bowiem równie ważnym wątkiem w tej historii jest niespełniona miłość Wiktora i Florence. Bohaterowi przyjdzie zmierzyć się dawną sympatią po wielu latach rozłąki. Powrócą wspomnienia. Co przyniesie to spotkanie? Kim jest teraz Florence? Czy uda się obojgu zawiązać nić porozumienia?
Nie bez znaczenia jest również konfrontacja przeszłości z teraźniejszością – Afryki lat dziewięćdziesiątych i dzisiejszej. Obserwujemy tu bilans zysków i strat, a egzotyka łączy się z intrygą. Opowieść Mellera to nic innego jak uzmysłowienie czytelnikowi, że bez zrozumienia drugiego człowieka, motywów jego działania i losów, z jakimi musiał się borykać, nie da się wybaczyć.
W książce ukazana jest sytuacja polityczna, ironiczne, moim zdaniem, nawiązanie do współczesnych wydarzeń społecznych. Padają w niej pojęcia takie jak: aborcja, prawa kobiet, gorszy sort, co może na moment odstraszyć potencjalnych czytelników-zwolenników współczesnej polityki. Na szczęście nie jest to dominujący temat powieści, ponieważ autor podzielił się z nami zachwycającymi krajobrazami, ale też zwykłą codzienność mieszkańców afrykańskiego lądu. Dowiemy się nieco więcej o relacjach międzyludzkich, a to jest właśnie to, co lubię w książkach najbardziej.
Te wszystkie zabiegi pozwalają czytelnikowi zrozumieć realia czasów dawnych i obecnych. Pokazuje jak bardzo polityka łączy się z mediami. Na ogromną uwagę zasługuje kultura oraz historia Afryki, a konkretnie totalitarnych rządów w Ugandzie, która – jak się przekonamy – były dość krwawe. Dowiadujemy się m.in. o bestialstwie ludzi, ludobójstwie, ale też o procederze siłowego odbierania dzieci rodzicom, które potem przeznaczone są do szkolenia na przyszłych zabójców.
W „Czerwonej ziemi” piękno krajobrazów stoi więc w opozycji do okrutnych wojen prowadzonych na kontynencie, którego ziemia dosłownie spływa krwią, co także sugeruje tytuł. Widać tu znajomość tematu oraz reporterski język. To połączenie literatury obyczajowej z elementami sensacji widzianej oczami dziennikarza zaskakuje na każdym kroku i powoduje, że czytelnik chce poznać koniec historii. Podczas lektury angażuje swoje wszystkie emocje, wzrasta w nim napięcie oraz ciekawość dalszego ciągu. Poznaje wielopłaszczyznowość ukrytą pod pozorem lekkiego języka. Coś mi się zdaje, że niebawem wrócę do ponownego, ale tym razem już odsłuchania książki. Może znajdę tam coś jeszcze…
Dobrze, że wydawca na okładce zamieścił słowo thriller, bo czytając tę książkę sama bym na to nie wpadła. Na początku mamy prolog jak z Bonda – samochód spada z wysokiego mostu do rzeki. Jeśli bohate...
Kto ma ochotę na niebanalną przygodę? Dzika, niebezpieczna i piękna. Trzy słowa, które doskonale oddają charakter tej powieści. Określają zarówno fabułę, jak i afrykańskie bezdroża. W 1996 roku...
@anettaros.74
Pozostałe recenzje @sylwiacegiela
Magia świąt w zwyczajnych gestach
Podobno w święta wszystkie marzenia się spełniają. Autorka ponownie zabiera nas do Zalesin, a tam znajduje się sklepik z pamiątkami należący do pana Franciszka, starszeg...
Historia usłana wspomnieniami w cieniu straty i choroby
Co się dzieje, gdy miłość spadnie na nas nieoczekiwanie w najmniej odpowiednim momencie? Jak odkryć siebie w obliczu straty spowodowanej chorobą bliskiej osoby? Czy stra...