Kiedy pochwaliłem się, że zamierzam czytać Houellbecq’a, moja znajoma popatrzyła na mnie tak, jakbym chciał przeczytać „Ulissesa” Joyce'a po klingońsku. I to wspak. Nie dość, że nazwisko Autora jest niemalże niewymawialne (ha!), to jeszcze tenże, podczas promocji „Map", zapada się po ziemię.
Nie taki diabeł straszny. „Mapy" okazały się być mądrą, liryczno-sarkastyczną, nostalgiczną i przejmująco smutną opowieścią o życiu i jego końcu.
Okładkowy opis zdradza wszystko: główny bohater, Jed Martin, artysta, twórca fenomenalnych zdjęć map Michelina, którego nietypową karierę możemy śledzić przez pierwszą i drugą część powieści, prosi słynnego francuskiego pisarza o sporządzenie, zapowiadającego nową wystawę jego obrazów, opisu. I to tyle, nie brzmi porywająco, prawda? Nieprawda! „Mapę i terytorium" czyta się rewelacyjnie, aż do ostatnich stron trzeciej części i wyjaśnienia, kim był morderca owego pisarza o nazwisku Houellbecq. Zaraz, wait...
Rzadki to przypadek, kiedy Autor książki jest jednocześnie jednym z jej bohaterów - samotnym i zgorzkniałym, który w powieści przedstawiany jest tytułami powieści napisanych przez Houellbecq’a. Jed Martin natomiast woli rozmawiać z zepsutym grzejnikiem, nie potrafi zatrzymać miłości swego życia i miota się w zapętlonej relacji z ojcem, kolejnym w książce samotnikiem i dziwakiem. Co im pozostaje, to zjadanie wspólnej kolacji wigilijnej i próba nawiązania krótkiego chociaż porozumienia.
Czytając „Mapy" zanotowałem kilka haseł, bo Autor pisze często tak, jakby cytował hasła z encyklopedii: wielki product-placement (od aparatów fotograficznych Samsunga po opony Michelin’a). Krytyka rynku sztuki i marszandów, konsumenckiego świata i utylitaryzmu (patrz: Le Corbusier), na przykład poprzez zestawianie człowieka z marką samochodu i podkreślanie zespolenia między nimi. Pochwała francuskich autostrad. Prerafaelici. Kuchnia francuska i wino za 400 euro. Niechęć do Le Corbusiera (patrz: utylitaryzm). Prawdziwa miłość. Życie. Oczekiwanie na koniec i umieranie. Samotność. Klinika śmierci. To, co zostaje.
I to, co po lekturze „Mapy" pozostało w mojej pamięci, to myśl, że w dzisiejszych szalonych czasach „wartość handlowa cierpienia i śmierci stała się zdecydowanie wyższa od wartości rozkoszy i seksu". Polecam!