Podczas spotkania autorskiego do Wiktora Szczęsnego podchodzi mężczyzna z propozycją rozmowy. Do dialogu dochodzi w pobliskiej kawiarni, a z ust nieznajomego pada zaskakująca propozycja. Biznesmen chce przepisać na pisarza dom, a jedynym warunkiem jest nomen omen pisanie. Początkowo Wiktor odmawia, jednak gdy odkrywa zdradę żony, zgadza się przyjąć darowiznę. Po przeprowadzce okazuje się, iż ta nieruchomość skrywa tajemnice, a ciągłe wizyty policjantów w dzień i gości z zaświatów w nocy nie przynoszą upragnionego spokoju...
Narracja została poprowadzona pierwszoosobowo, co pozwala lepiej wczuć się w emocje, przemyślenia i doświadczenia głównego bohatera, niejako odczuć je na własnej skórze. Książka została napisana w lekkim, obrazowym stylu, podszytym sarkazmem czy odrobiną czarnego humoru. Widać, że twórca lubi bawić się słowem i wychodzi mu to znakomicie. Akcja rozwija się dość dynamicznie, napięcie ciągle wzrasta, by w kulminacyjnym momencie runąć na czytelnika jak walący się stos cegieł. To pozycja, w której kryminał przeplata się z horrorem, a odbiorca zostaje wepchnięty w bezdenną otchłań studni wypełnionej mrokiem, grozą oraz strachem. Moje wrażenia potęgował fakt, że sama – tak jak Wiktor w nowym domu – mam sypialnię na poddaszu, a jedyne okno umieszczone zostało w skosie dachu. Czytając lekturę nocą wyobrażałam sobie te dziecięce łapki stukajace w szybę... Aż ciary przechodziły po plecach... 😉
Uwielbiam małomiasteczkowy klimat w powieściach, a tu otrzymałam wszystko, co cenię w takich wątkach. Hermetyczna, zamknięta społeczność, układy i układziki, plotki bądź nieufność wobec obcych. Także motyw starego (choć odremontowanego) nawiedzonego domu moim zdaniem został tutaj doskonale poprowadzony. Jeśli do tego dodamy żydowskie skarby oraz klątwę otrzymamy kawał świetnej literatury. Autor nawiązuje też do innej swojej powieści "Oszpicyn", jednak spokojnie można sięgnąć po tę książkę, nie znając tej wcześniejszej.
Czytelnik otrzymuje dzięki tej pozycji sporą dawkę ciekawostek o życiu, realiach pracy oraz marzeniach osób parających się przelewaniem słów na papier. Spotkania autorskie, targi, znajomości, proces pisarski itd. Co prawda należy przedstawioną wersję okroić z warstwy rodem z koszmarów, ale i tak dostaniemy ciekawą relację z codziennych rozterek literata.
Oprócz historii ociekającej horrorem Krzysztof Zajas pokazuje nam szerokie spektrum ludzkich charakterów– od zachłanności, przez gniew do empatii. Zetniemy się tu z odwieczną walką dobra ze złem, krzywdzeniem tych, którzy są słabsi, inni, czy po prostu bezbronna. Ta opowieść z pewnością dostarczy Wam mnóstwo emocji, ale też zmusi do refleksji na ludzką naturą bądź człowieczeństwem.
Jeszcze jednym atutem tej pozycji było poczucie humoru twórcy oraz jego dystans do siebie. Ubarwiło to ewidentnie całą treść i wywołało u mnie nie tylko uśmiech na twarzy, ale też dużo pozytywnych uczuć. Jedynym minusem, jaki zauważyłam, okazała się szarża mundurowych. Stopnie, które zostały im nadane, to takie pomieszanie z poplątaniem hierarchii służbowej w milicji i policji. Niemniej nie wpływa to na odbiór lektury.
To rewelacyjna propozycja dla miłośników grozy, ale również dla tych, którzy lubią oryginalną, niebanalną fabułę, nietuzinkowych bohaterów oraz sekrety przeszłości. Ja pochłonęłam "Taniec..." jednym tchem z prędkością błyskawicy, dlatego z przyjemnością mogę ją Wam polecić.