Zbiór historii podróżnych z Rosji, upodobał sobie autor najbardziej zabite dechami tereny gdzie diabeł mówi dobranoc. Mamy więc sporo opowieści o dalekiej Północy, jest relacja z Kamczatki i historyjka z Uzbekistanu. Największą wartością książki są opisy podróży na daleką Północ (przy okazji, przydałaby się mapa!), gdzie panuje pustka i wspaniała przyroda: „Jedną połowę świata zajmowało morze, drugą las. Oddzielała te dwie płaszczyzny wąska kreska plaży. Więcej opowiedzieć się nie da...” A z drugiej strony, nędza, rozpad, śmieci, powszechny alkoholizm.
Dobrze wypada Matecki, gdy przywołuje klimaty z czasów komuny. Pisze na przykład o podróży z klasztoru w Ostaszkowie do Moskwy, gdzie musi zdążyć na samolot do Warszawy, ciągła niepewność, konieczność wyboru: autobus czy marszrutka, obawa, czy taksiarz nie zapije (zapił, ale przysłał zmiennika), taka podróż jest mocno stresującym i skomplikowanym przedsięwzięciem logistycznym. W komunie tak właśnie było, niby proste przedsięwzięcia zjadały nerwy i wymagały dużo wysiłku.
Chwała Mateckiemu, że się pcha tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, ale do dobrej książki trzeba nie tylko żyłki podróżniczej, ale też licznych lektur, myślenia, sortowania materiałów; z tym u autora kiepsko ot, pisze co mu do głowy przyjdzie, bez refleksji, bez pomyślunku. Zatem wszystko to bardzo chaotyczne jest, za długie, zaczyna pewne wątki i ich nie kończy itd., itp.. No cóż, nie jest Matecki Kapuścińskim czy Jagielskim, nie jest nawet Hugo-Baderem, ale trochę żal zamieszczonego w książce materiału, bo jest podstawą na świetny reportaż.
Szczególnie słabo wypada autor, gdy pisze o polityce lub historii, porównuje np. zbrodnie stalinowskie do dopuszczenia przez Zachód mordu w Srebrenicy, duża przesada. Poza tym daje nam wykład o przyczynach upadku ZSRR, szczycąc się tym, że nie jest inteligentem i korzystając z dziwacznych teorii spiskowych, wypisuje różne bzdury i fantazje, które ciężko się czyta, dosyć żałosne to jest.
Poza tym nasz bardzo pewny siebie i gardzący inteligentami autor zupełnie nie przygotował się do podróży. Na przykład na Kamczatce zupełnie przypadkowo od miejscowych dowiaduje się o pobycie Maurycego Beniowskiego tamże, ale bardzo ciekawego tematu za bardzo nie drąży.
W sumie ciekawa rzecz, ale mogłaby być dużo lepsza.
Wielką zaletą książki są znakomite zdjęcia.