O Kasi Puzyńskiej trudno jest nie słyszeć nic. Gdzieś zawsze przemkną okładki jej książek, czy to z serii o policjantach czy o Lipowie. W tym roku miałam nawet pojechać pod koniec czerwca na zlot fanów autorki, ale z racji tego, co się dzieje w kraju i na świecie, zlot został przełożony na przyszły rok. No cóż, przede mną szansa przeczytania wszystkich tomów o tej małej i urokliwej miejscowości przed tym spotkaniem!
W “Motylku” w mroźny zimowy poranek na poboczu zostaje odnalezione ciało pewnej siostry zakonnej. Kim była? Po co wybrała się do Lipowa? Wszystko z początku wskazuje na to, iż był to tylko nieszczęśliwy wypadek. Ktoś po prostu potrącił przypadkową osobę. Powoli jednak na jaw wychodzą inne ślady, które wskazują jednak, iż to było morderstwo popełnione z premedytacją. Kilka dni później ginie kolejna mieszkanka Lipowa. Czy to przypadek czy obie zbrodnie są ze sobą powiązane? Daniel Podgórski wraz ze swoją ekipą po raz pierwszy ma do rozwiązania poważne śledztwo. Czy podoła temu wyzwaniu?
Przyznam się szczerze, iż nie przypuszczałam, że na ponad sześciuset stronach można umieścić tak wciągającą historię. Z początku nawet chciałam już porzucić lekturę, bowiem akcja była w moim odczuciu bardzo powolna, ale dałam szansę. I nie żałuję. Olbrzymi plus za wykreowanie tak fantastycznej bohaterki, jaką jest Klementyna ♥ Kiedy kończyła się jedna scena z jej udziałem, ja już oczekiwałam kolejnej. Jej tatuaże, sposób bycia, wysławiania się, dosłownie wszystko było dopracowane do najdrobniejszego elementu, ta bohaterka jest idealna. Niezwykle mocno irytował mnie za to Daniel Podgórski. Taki jest szef komisariatu? Odbierałam go jako tzw. “ciepłe kluchy”, wiecznie niezdecydowany, robiący wszystko, co mamusia każe. I kiedy wreszcie nerwy nawet w nim puściły i wypowiedział cały żal do matki odetchnęłam z ulgą. Jednak trwało to naprawdę krótko, bowiem już za chwilę znów był skruszonym małym chłopcem, zajadającym się ulubionym ciastem. Niestety, ale po pierwszej części nie polubiłam tego bohatera. Pewien problem mam z Weroniką Nowakowską, czyli dziewczyną, której czytelnik od początku towarzyszy w nowym życiu. Przeprowadza się ona bowiem do Lipowa po swoim rozwodzie. I niby nie mogę się przyczepić do tego, co ona robiła, do jej sposobu myślenia, to ciągle coś mi w niej nie pasowało. I zdecydowanie za rzadko się pojawiała, aby czytelnik miał możliwość lepszego jej poznania. A już to co zrobiła na koniec… Rozumiem doskonale, że zarówno w filmach kryminalnych jak i książkach, kiedy na przykład bohaterowie słyszą odgłosy dobiegające z piwnicy to odczuwają przemożną potrzeba zajrzenia tam, ale nadal mnie to niezwykle zadziwia i w pewien sposób wywołuje we mnie chęć kopnięcia w cztery litery danej osoby. Pomijając to wszystko książka mi się naprawdę podobała. Jest utrzymana w lekkim stylu, lektura nie męczy, a w pewnym momencie dotarło do mnie, że zwyczajnie nie mogę się od niej oderwać. Polecam, zwłaszcza fanom kryminałów połączonych z obyczajówką. No właśnie, bo o tym nie wspomniałam, a to niewątpliwie plus. Autorka nie skupiła się jedynie na śledztwie, a nawet uczyniła z niego klimatyczne tło. Tutaj na pierwszy plan wychodzą problemy bohaterów, ich szara rzeczywistość. I dzięki temu, czytelnik bardziej zżywa się z poszczególnymi osobami, nawet jeśli ich postępowanie wzbudza tylko i wyłącznie negatywne emocje.