Jest coś magnetycznego i magicznego w tytule „Małe Grozy”, czyli debiutanckiej powieści Łukasza Staniszewskiego. Klimatyczna, tajemnicza i trochę niepokojąca okładka przyciąga wzrok, co w połączeniu z zapowiedzą hipnotyzującej opowieści budującej mitologię Warmii przyciągnęło mnie do tej książki. Autor pochodzi z Olsztyna, wydaje się więc znawcą lokalnych historii i tajemnic, których w swoim utworze zawarł mnóstwo, ubierając je w poetyckie słowa, budując specyficzny nastrój zmysłowości w świecie pełnym niezwykłych istot, zdarzeń i możliwości.
Łukasz Staniszewski stworzył swoją mikropowieść właściwie z opowiadań, które dotyczą różnych mieszkańców wsi Małe Grozy na Warmii. Dzięki niemu poznajemy Jerycha, który tworzył perły z ziarenek piasku umieszczonych w oku, Karolinę, która wycisnęła łzy ze stracha na wróble, czy księdza zmieniającego się w kruka, który w tej postaci miał możliwość sprawdzania, jak prowadzą się jego parafianie. To jednak niejedyne postaci pojawiające się we wsi – każdy z jej mieszkańców ma w sobie nieprzeciętne zdolności, popędy, moce oraz zataja historie, o których nie chce się rozmawiać w świetle dnia. Spokojna, sielska wioska pod powłoką beztroski i przeciętności, skrywa tajemnice magiczne, historie o mitycznych stworzeniach związanych z lokalnym folklorem, mniej lub bardziej maskowane żądze, popędy i namiętności. Wielbiciele magicznego realizmu z pewnością będą usatysfakcjonowani tą niezwykłą lekturą.
Książka wciąga czytelnika od pierwszej strony i nie pozwala mu odpuścić, aż do tylnej okładki. Świat Małych Gróz przenika odbiorcę zupełnie, działa na zmysły w niepokojący sposób, pozwala odczuwać razem z bohaterami dotyk, smaki i zapachy warmińskiej osady. Napisana została w poetycki sposób, z wielką dbałością o słowa, których jest tu niewiele, a przez to wszystkie są niezbędne. Nadal jednak to historie ludzi grają tutaj pierwsze skrzypce, to właśnie opowieściami o nich można się rozkoszować z wielką zachłannością, a forma ich przekazania tylko podsyca głód tej lektury.
Zadziwiające, że tak niepozorna książka może zawierać tak wciągającą treść. To, co widzialne, przenika się z tym, czego zobaczyć nie można, a czego obecność wyczuwa się na każdym kroku. Tyle tu zaskakujących, wręcz niemożliwych zdarzeń, że jestem pełna podziwu dla wyobraźni autora. Stworzył on świat znany z mitologii, gdzie realne życie ludzkie miesza się z życiem nadprzyrodzonym, kobieta zamienia się w górę, by potem zjadać wszystko, co wpadnie do jej kamiennych ust i rodzi nieprzeciętnie urodziwe córki. W pobliskich lasach można spotkać przeróżne potwory, bestie z głowami byka, z którymi obcują wszystkie kobiety. Cielesna zmysłowość i seksualność odgrywają wielką rolę, wypełniają ogromną część ludzkiego życia.
„Małe Grozy” to naprawdę urzekająca powieść, która powinna zachwycić zarówno tych, którzy cenią sobie sprawność językową i literacki kunszt autora, jak też tych, którzy w literaturze szukają niebanalnych opowieści o ludziach. Ja jestem oczarowana, w końcu tyle tu magii, niewytłumaczalnych zdarzeń, a wszystkie działają na wyobraźnię i zmysły, poruszają, grają na wielu strunach. Nie pomyliłam się oceniając po okładce, że dziełko to będzie fascynującą lekturą, wprowadzającą w niezwykły świat folkloru, wiejskiej społeczności, mitologii, w których nie brakuje tej tytułowej grozy, przeplatanej miłością, pożądaniem, szaleństwem, niewinnością, hedonistyczną zabawą, gdzie latające ryby, a nawet barany, nikogo nie dziwią, a niezliczone bogactwa można wyhodować pod powieką. Całość czyta się rewelacyjnie, dzięki krótkim rozdziałom, czy też opowiadaniom, które, mimo że dotyczą różnych bohaterów, są spójne. Zachęcam całym sercem do zapoznania się z tą lekturą, bo uważam, że warto.