Ta książka wciąga, pochłania w całości, rozwala na kawałki, robi totalną papkę z mózgu i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Skończyłam czytać tą książkę w nocy chwilę przed tym jak szłam spać. No i cóż zasnąć nie mogłam, bo cały czas rozmyślałam nad tym co będzie dalej. CZEMU TO SKOŃCZYŁO SIĘ W TAKIM MOMENCIE. Ja muszę wiedzieć co jest dalej.
Ale wróćmy do początku książki.
Czytaniu przeze mnie tej historii totalnie nie sprzyjał ani czas, ani miejsce, ani warunki przynajmniej na początku.
Kilka pierwszych rozdziałów trochę mi się dłużyło i kompletnie nie mogłam się wciągnąć, ale to zapewne przez to że byłam w tym czasie na wyjeździe i nie miałam czasu, żeby usiąść i na dłużej zagłębić się w lekturze.
Jednak pomimo ciężkiego początku i gdy już przebrnęłam przez te pierwsze rozdziały to zaczęło się dziać.
I to działo się bardzo dużo.
Jest to 560 stron niesamowitego bólu, cierpienia, samozniszczenia, ale również napięcia i chemii między bohaterami.
Carmen i Kai to totalnie zniszczeni przez życie ludzie. Trwający w toksycznych relacjach i próbujący utrzymać się jakkolwiek przy życiu, przy okazji jeszcze bardziej się przy tym niszcząc.
W szczególności przedstawia to Malachai, ale żeby poznać jego skomplikowaną osobę samo musicie przeczytać tą cegiełkę, bo jego postaci nie da się opisać jednym zdaniem.
Czuć od nich najróżniejsze i często jednocześnie skrajne emocje. Jednak zdecydowanie przeważają te negatywne. Strach, ból, złość i chęć niszczenia jest dla nich na porządku dziennym.
Ich relacja nie jest zdrowa, a wręcz destrukcyjna. Pomimo tego że czuć między nimi napięcie, na ich własny pokręcony sposób zależy im na sobie nawzajem to to nie będzie związek pełen miłości, bo takiego uczucia między nimi nie ma. Kai i Carmen się niszczą i naprawiają jednocześnie.
To nie jest ta historia w której główny bohater dla kobiety zmienia się ze złego, siejącego grozę demona w słodko-pierdzacego faceta.
I to właśnie podoba mi się w tej książce. Jest to coś innego niż zazwyczaj. Nie ma tego schematu. Bohaterowie są pełni sprzeczności, zniszczeni psychicznie, dążący do autodestrukcji.
Poza tym inni bohaterowie również im nie pomagają. Pojawiają się te ciemne charaktery, które tylko rzucają im kłody pod nogi, ale pojawiają się też te płomyki nadziei, które próbują im pomóc. Co no cóż…. Nie zawsze im wychodzi.
Książka na pewno zapadnie mi w pamięć. Wywołała u mnie ogrom emocji, a końcówka mnie zaskoczyła, choć podświadomie czułam że może się to skończyć w podobny sposób.
Po tym zakończeniu już nie mogę się doczekać drugiej części. Chciałabym poczekać na papier, ale może jak nie będę umiała wytrzymać to zacznę na wattpadzie 🙈😂