Uprawianie historii, która w ludzkie procesy dziejowe wplata skomplikowane zjawiska naturalne, jest tylko nieco prostsze niż gdybanie o alternatywnych scenariuszach dla przeszłości czy przewidywanie przyszłości. Przecież już samo ustalenie obiektywnej skali klimatycznej zapaści w XVII wieku jest zajęciem trudnym, a do tego musi jakoś ona korespondować z niejednorodnym i subiektywnym odczuciem autorów tekstów z epoki, którzy zdali relacje ze zmian pogodowych. Nałożenie takiego ‘wektora temperaturowego’ determinującego proces historii społeczno-politycznej wydaje się zadaniem karkołomnym. Z założenia więc książka „Globalny kryzys. Wojna, zmiany klimatyczne i katastrofa w XVII wieku” lokuje się w sferze niszowych publikacji, co jednak okazało się założeniem na wyrost. Geoffrey Parker, historyk specjalizujący się w aspektach militarnych europejskiego teatru polityki nowożytnej, podjął się zadania trudnego. Szeroko potraktował temat, skoro przyjrzał się każdemu kontynentowi, nawet Australii ‘przedkolonialnej’. To ostatnie sugerowało unikatowość, której na wstępie oczekiwałem. Klasyczna metodologia historii bazującej na piśmiennictwie powinna wkroczyć w tym przypadku solidnie w świat biologii (dendrochronologia), geografii fizycznej (glacjologia i klimatologia w ujęciu zmienności wiekowej, wulkanologia), astronomii (heliofizyka). Autor właściwie tylko wspomniał, że na początku nowożytności zaobserwowano zmienność rocznych przyrostów drzew, że wulkany stały się aktywniejsze, że El Niño operował ponadprzeciętnie i dotknęło nas tzw. minimum Maundera (*). Monografia składa się dość czytelnie z trzech struktur treściowych. Pierwsza opisuje ogólnie kontekst, druga (najobszerniejsza) jest przeglądem kondycji kluczowych struktur państwowych podana typowym językiem historycznym skupionym na XVII-wiecznych dziejach polityczno-militarno-społecznych, trzecia jest podsumowaniem z nietypowym spojrzeniem na zbiorowości, które kryzys starały się przetrwać.
Najbardziej przewidywalną, a przez to stanowiącą zasadnicze źródło moich niedosytów, środkową część można wyróżnić głównie za przywołanie takich faktów, które po prostu mniej znałem. Z wielu powodów w naszym kręgu kulturowym to defenestracja praska jest akcentowana, a nie upadek dynastii Ming ćwierć wieku później i tysiące kilometrów od Wełtawy. A jednak to chiński system awansów administracyjnych, japońskie centralistyczne rządy szogunów z nietypowymi tego konsekwencjami czy empatia wobec ludności zależnej od Mogołów przykuwają uwagę. Rozwiązania, które tam zastosowano w celu minimalizacji skutków dynamiki klimatycznej, okazały się w wielu punktach sensowne i skuteczne. Zasadniczo, to wspomniane wstępne i podsumowujące części wyróżniają się nieoczywistymi obserwacjami. Fakt narodzin angielskiego porządku prawnego, to tylko początek. Parker bardzo interesująco przywołał wieloaspektowe i nieoczywiste konsekwencje czynników, które zmusiły wczesno-nowożytny świat do reakcji na różnych szerokościach geograficznych. Jest powstanie rynku prasy (zalew politycznych pamfletów) i książki niereligijnej, są japońskie systemy standaryzacji jakości gruntów czy eksplozja szkół edukacji podstawowej, jako prospołecznego czynnika oferującego masom intelektualne narzędzie do lepszego przygotowania się na przyszłe kataklizmy. Chyba przyspieszenie społecznych procesów progresywnych, które nasiliły się pod koniec XVII wieku, to jedna z ciekawiej oddanych konsekwencji wcześniejszych ponurych dekad, kiedy typowo utrwalony konserwatyzm polityki zmierzającej ku ‘modnemu’ absolutyzmowi nie radził sobie z dodatkowymi wyzwaniami przyrodniczymi i musiał zareagować. Czasem upadał, czasem się reformował, a czasem wzmacniał.
Z jednej strony bogactwo dostępnego materiału dla wykazywania nawet sprzecznych tez, to zaproszenie by ponawiać budowę historycznych opowieści o naszych przodkach sprzed czterech wieków. Z drugiej jednak tworzy to bogactwo pułapkę dowolności i permanentną hipotetyczność subtelnych i śmiałych tez. Parker we wstępie trochę odkrył się z warsztatem, na którym budował przez dekadę swoją książkę. Ostatecznie chyba wystraszył się daleko idących wniosków i eksploatował raczej jakościowe konsekwencje epoki, znanej z ‘roku bez lata’ czy ‘roku skutego lodem Bosforu’. Trud na roli, urwane kanały handlu dla rozbudowy rodzącego się nowoczesnego kapitalizmu Niderlandów, analiza warstw społecznych i ich codzienność, niestety nie stały się nośnikiem opowieści. Choć „Globalny kryzys” nie jest tylko perspektywą władców i ich chorych ambicji, to wciąż jest dość ‘płaska’ jeśli rozpatrywać ją w wymiarze bogactwa ludzkiego bytowania. Namysł egzystencjalny ‘trzymają na dobrym poziomie’ części pierwsza i trzecia. Wprawdzie realnej skali hekatomby sprowadzonej do człowieka nie da się wprost wyczytać z książki, to wyliczone powracające susze, powodzie, brak okresu wegetacji, pandemie i globalne zapaści demograficzne, pozwalają odmalować obrazy przypominający bliski nam wiek XX, który żyje obrazami. Nie trzeba tu wielkiej wyobraźni - Etiopia lat 80-tych, która medialnie wdrukowała się na pokolenia poprzez puste oczy umierających dzieci, czy kanibalizm i głód sowieckiego eksperymentu na Ukrainie pół wieku wcześniej – to zapewne bliskie migawki dla tego, co się działo w wielu rejonach świata, gdy przyroda pogroziła nam palcem, a ludzie w szaleństwie mordowania przechodzili na kolejny poziom wysublimowania.
Zaledwie dobra ocena końcowa to przede wszystkim konsekwencja nie najlepszej proporcji składników tematycznych. Niezbyt przekonuje mnie tłumaczenie autora ze wstępu, że poświęcił Wyspom Brytyjskim aż tyle uwagi, bo konsekwencje wstrząsów polityczno-gospodarczo-klimatycznych tam był najbardziej poważne (no, może na równi z Chinami). Upadek absolutyzujących rządów Stuartów, republika i nowy ład parlamentaryzmu orańsko-hanowerskiego z uspokojeniem religijnym, to duża rewolucja. Jednak upadek zupełny państwowości kilkukrotnie większego organizmu, jakim była I RP, zasługiwało na coś więcej niż zdawkowe tło dla wzrostu siły Romanowów w wyniku politycznego wygrania sytuacji na Kozaczyźnie w poł. XVII wieku. Zamarznięty Bałtyk, upadek handlu spławianego Wisłą zboża, bardzo dobrze wpisywałyby się w sedno tematyki Parkera, choć nie znalazło się dla nich miejsce. Zdecydowanie ciekawiej w świat napięć Wschód-Zachód i Północ-Południe mogła wkomponować się Polska Wazów (walka z naporem osmańskim, wojny północne, religijny zamęt, peryferyjność dla wojny trzydziestoletniej, patologiczna struktura klasowa i ustrojowa – idealnie pasowały do uprawianego w książce sposób prezentacji historii) niż Moskwa sprzed reform Piotra I. Za to właśnie główny polityczno-społeczny wątek angielsko-irlandzko-szkocki był zbyt długi, przewidywalny i zawierał niewiele elementów relacjonujących realia ‘zim tysiąclecia’. Z wspomnianych trzech części, to właśnie najobszerniejsza druga jest najmniej ciekawa, bo ‘niemal klasyczna’. Śledząc kolejne kraje Europy, azjatyckie potęgi i wspominając nieco o Nowym Świecie, historyk z lubością zagłębiał się w kryzys rozumiany jako starcie militarne. To oczywisty kierunek, choć właściwie nie o to chodziło w relacji o wyjątkowości wieku XVII, a dokładniej nie tylko o to.
Jedną z głównych tez książki jest obrona stanowiska, że w XVII wieku, szczególnie w jego połowie, doszło do ponadprzeciętnej liczby powstań, buntów. Stąd te długie opisy przemocy różnej natury - biedota żądająca obniżek cen chleba, całe rejony jak Portugalia, Irlandia, Neapol, Sycylia, Niderlandy, Katalonia, Ukraina domagające się własnej podmiotowości. Podłożem przemocy, tumultów, demograficznych zapaści, były wprost decyzje fiskalne władz, błędne posunięcia polityczne czy po prostu głód wywołany nieurodzajem. Z samej narracji nie wynika jednak, że wiek ten faktycznie był pod względem zawirowań intensywniejszy. Potrzebne do tego byłyby wymierne wskaźniki porównawcze z innymi okresami. Stąd pod tym względem, książka jest narracyjnie standardowa i w niewielkim stopniu obiektywnie dowodzi tak ogólnej hipotezy. Sama wojna trzydziestoletnia, której formalna geneza jest znana, ‘pechowo’ zbiegła się z klimatycznymi anomaliami, które pogłębiły i tak ogromne cierpienie cywili zmagających się jak zwykle najmocniej z konsekwencjami każdego zbrojnego konfliktu. Parker rozsądnie nie połączył tego ogólnoeuropejskiego starcia z aktywnością Słońca, choć przedyskutował możliwe kierunki prawdopodobnych korelacji, głównie poprzez ekonomiczne parametry. W tym morzu bestialstwa, zbiorowego cierpienia, przewalających się po Europie armii, zabrakło mi wymiaru jednostkowego i egzystencjalnego. Z samej obszerności pracy da się wywieść liczne nieścisłości w argumentacji. Może jeden przykład, z klasy tych bliskich kluczowej narracji. Z jednej strony Parker pokazał, że trzy ostatnie dekady wieku to okres stabilizacji (Anglia, Zjednoczone Prowincje, Japonia, w pewnym sensie Chiny, Francja). Jednocześnie jednak przypomniał, że fale mrozów nawiedzały Europę i w pierwszych dekadach XVIII wieku. Albo więc poradzono sobie z nimi wypracowanymi technikami, albo klimat jednak był mniej krytyczny dla XVII-wiecznych rewolt i buntów, albo całość jest jeszcze bardziej niejednoznaczna. Zabrakło mi tu autorskiego komentarza.
„Globalny kryzys” to solidna publikacja z bardzo rozbudowaną bibliografią. Jest kilkanaście potrzebnych grafik zjawisk ilościowych, to już coś. Znów miałem nieco inne oczekiwania, stąd ocena tylko dobra. Czasem Parker popadał niepotrzebnie w detaliczność intryg hiszpańskich, francuskich, sułtańskich czy angielskich. Szkoda, że zabrakło bardziej ‘technicznego’ namysłu nad innowacyjnością, która tak dobrze maluje codzienność historyczną książki Vaclava Smila (**). Zbyt rzadko przykuwał moją uwagę nowymi faktami czy odkrywczymi myślami. Kilka interesujących stron o narodzinach nowożytnej nauki postanowił historyk jednak zepsuć nieciekawym wnioskiem o duecie Newton-Halley (***). W oddanej czytelnikom formie książka powinna być o połowę krótsza. Dopiero pełnowymiarowa panorama społeczno-ekonomiczno-przyrodnicza (której oczekiwałem), mogłaby być takich słusznych rozmiarów. Wtedy dzieło uznałbym za przełomowe, a przynajmniej miałoby szansę stać się książką formującą.
‘Małą epoką lodowcową’ nazwano okres w XVII wieku, gdy temperatura średnia na Ziemi spadła o ok. 1 stopień Celsjusza. Było nieciekawie. Teraz szykuje się nam wzrost o więcej niż 1,5 stopnia. Oby było mniej tragicznie, choć i tak nie raz jeszcze zapłaczemy nad naszym 'losem smartfonowym' …
DOBRE – 7/10
=======
* Ponieważ Parker opisuje globalny spadek temperatury, to należało jakoś formalniej wytłumaczyć El Niño, skoro odpowiada to zjawisko akurat za podwyższenie średniej temperatury nad oceanami. Tzw. minimum Maundera, czyli niemal całkowity zanik występowania plam słonecznych w XVII wieku, w sposób skomplikowany koreluje się ze stałą słoneczną (ilością energii która dociera do Ziemi), a przez to determinuje amplitudy wskaźników klimatycznych (nie tylko temperaturę). Szkoda, że nie rozwinął tego historyk. Nieco zabrakło również dyskusji formalniej wiążącej historię gospodarczą z klimatem. Już William Herschel w 1801 powiązał liczbę plam słonecznych (czyli wskaźnika poziomu aktywności naszej gwiazdy) z cenami zboża na giełdach londyńskich, a przez to sugerował obserwowaną okresowość fal głodu z cyklami Wolfa (to 11-to letni cykl w ramach którego na Słońcu pojawiają się plamy, choć jego formalne empiryczne odkrycie nastąpiło w 2 poł. XIX wieku).
** „Energia i cywilizacja. Tak tworzy się historia”, V. Smil, Editio 2022
*** Z obowiązku muszę wspomnieć, że postawiona przez Halley’a hipoteza o powrocie komety jego imienia w 1759 na podstawie ilościowego opisu praw grawitacji Newtona świadczy nie o geniuszy tego pierwszego, tylko drugiego.