Marcin Jamiołkowski w „Okupie krwi” przedstawia czytelnikom pierwszą z serii opowieści urban fantasy o Herbercie Kruku, podwarszawskim magu. Rzec można – koledze po fachu Harry’ego Dresdena, Petera Granta czy Matthew Swifta. I tu – przy okazji czynienia takich porównań – od razu pojawia się kwestia, czy aby warto poświęcać czas przygodom jeszcze jednego maga, czy książka jest wystarczająco oryginalna, czy ta historia potrafi zaskoczyć? Moja odpowiedź na wszystkie pytania brzmi: tak.
Po pierwsze i najważniejsze: „Okup krwi” napisany jest poprawnym językiem i lekkim stylem, co sprawia, że ta historia „czyta” się w zasadzie sama. Przy tym absolutnie nie odstaje ani poziomem fabuły, ani stopniem jej komplikacji od wyżej wspomnianych pozycji o anglojęzycznych kolegach po fachu. Po drugie, fabuła – choć w znacznej części przewidywalna i wykorzystująca na poziomie ogólnym znane schematy (szantaż, misja do wypełnienia w ściśle określonym czasie) – potrafi zaskoczyć drobnymi, szczegółowymi rozwiązaniami. Po trzecie, wyjaśnienia, których udziela autor ustami bohatera i jego wspomnienia pozostają w równowadze z bieżącymi wydarzeniami, tworząc odpowiedni kontekst opowieści. I na dodatek poczynania wziętego krawca i pasjonata magii w jednej osobie naprawdę można śledzić z zainteresowaniem: Herbert po prostu daje się lubić. Ale największą, moim zdaniem, zaletą książki jest spojrzenie na magię, które proponuje autor.
To, że opowie o jakimś ciekawym miejscu w Warszawie nie zaskakuje, przeciwnie – oczekiwałam tego w nadziei poznania jakiejś interesującej a nieznanej mi opowieści i nie zawiodłam się. Nie zostałam również zaskoczona tym, że autor postanowił wykorzystać warszawskie legendy. Istotne jest, w jaki sposób to zrobił. I tutaj Marcin Jamiołkowski poważnie u mnie zapunktował: personifikacje Złotej Kaczki i Bazyliszka są przedstawione naprawdę współcześnie, być może lekko ukosmopolitycznione, ale przecież i my także zmieniliśmy zasadniczo punkt widzenia. W obronie takiej kreacji zdecydowanie przemawia fakt, że magia – i nie zdradzam treści, a jedynie przywołuję to, co zdecydował się zdradzić w swojej nocie wydawca – wraca do Warszawy. A skoro wcześniej odeszła na lata, to któż może wiedzieć – dokąd. Być może główne postaci warszawskich legend zdecydowały się odwiedzić zachodnich krewniaków i przejęły od nich niektóre nawyki/zwyczaje/metody działania? Ponadto, uwzględniając wojenną historię naszej stolicy, fabularne uzasadnienie znajduje okropny skądinąd tytuł; istnieje poważna szansa, że dzięki tej książce zdołam przełamać doprawdy nienajlepsze (delikatnie mówiąc) skojarzenia, jakie we mnie budzą najprzeróżniejsze „krwawe dzieła” sztuki pisarskiej.
Zdecydowanie pozytywne wrażenie zrobił na mnie również pomysł na konstrukcję zaklęć rzucanych przez głównego bohatera. Herbert mianowicie nie gromadzi mocy w magicznych artefaktach, nie macha w specjalny, odgórnie skodyfikowany sposób różdżką i nie wykrzykuje po łacinie tajemnych formułek – on posługuje się typową magią użytkową: jest pomysłowy i potrafi wykorzystać praktycznie każdy przedmiot, w tym wiele takich, o których magicznej przydatności my, laicy w tej dziedzinie, nawet nie pomyślelibyśmy, ba – radośnie uznalibyśmy je za kompletnie bezwartościowe i bez wahania wrzucilibyśmy do śmietnika. Wspaniale kontrastuje to z samymi inkantacjami, których język jest sformalizowany, brzmi wręcz urzędowo lub nawet – nie bójmy się tego słowa – biurokratycznie. Efekt końcowy jest naprawdę bardzo dobry i mimo zestawienia ze sobą tak kontrastujących elementów (a może właśnie dlatego), czytelnik łatwo może uwierzyć, że takie połączenie będzie działać.
Łatwo z powyższego wywnioskować, że czasu spędzonego przy lekturze „Okupu krwi” absolutnie nie żałuję. Przeciwnie, znakomicie się bawiłam. I jestem bardzo zadowolona, że opowieść o naszym własnym rodzimym magu ujrzała światło dzienne, bo z powodzeniem może konkurować z innymi cyklami o miejskich czarodziejach. Autor zawiesił sam sobie poprzeczkę dość wysoko i narobił mi apetytu na kolejne tomy. A przecież to debiut!
Recenzja ukazała się 2014-10-06 na portalu katedra.nast.pl