Mafia budziła i budzi strach na całym świecie, przybierając najróżniejsze formy. Okazuje się, że ta rodzima, polska mafia wcale nie wypadała gorzej w zestawieniu włoskich czy amerykańskich grup przestępczych. Mafia pruszkowska, która szczyt swojej potęgi zanotowała w latach dziewięćdziesiątych, mimo upływu lat stale pozostaje żywa w mediach, ale także we wspomnieniach ludzi. Mimo najróżniejszych schematów i wizji jakie moglibyśmy kreować o działalności przestępczej jednego jesteśmy pewni: ,,Polska mafia nie jest kobietą”.
Do książki podeszłam z niemałym zaciekawieniem. Na jej plus przemawiał również fakt, że niemal z dnia na dzień stała się bestsellerem. Pierwsze recenzje jakie ukazywały się zaraz po jej premierze skupiały się na ,,ciekawej historii o polskiej mafii”. Spodziewałam się więc przeczytać interesującą opowieść o prawdziwych realiach grup przestępczych, w której niemałą rolę miały odegrać kobiety. Okazało się jednak, że te realia są gorsze niż przypuszczałam, a kobiety owszem odegrały w niej dużą rolę, ale na pewno nie była to rola zaszczytna.
Książka dzieli się -można powiedzieć – na dwie części. Opis jest tym samym nieco mylący, bo wszystko co zostało w nim zamieszczone będziemy mogli przeczytać dopiero w drugiej połowie historii. Niestety pierwsza połowa nie oferuje nam emocjonujących wrażeń rodem z Ojca Chrzestnego. Początkowo zostaje nam przybliżone jak bardzo przedmiotową rolę pełniły kobiety i mam tutaj na myśli rolę bardzo instrumentalną. Masa bez skrupułów opowiada o tym, że stał się niemal królem burdelów. Kobiety miały być i były na każde skinienie gangsterów z grupy pruszkowskiej. Gdyby tego było mało nie mówimy tutaj tylko o prostytutkach i tancerkach z klubów go-go. Prószkowie w społeczeństwie polskim urośli nie tyle do rangi przestępców co biznesmenów. Stali się synonimem bogactwa i luksusu. W czasach po PRL-owskiej ojczyzny byli oni jednymi z najbardziej wypływowych ludzi. Tym samym ich towarzystwo stało się kartą przetargową dla wielu młodych kobiet, które albo potrzebowały pieniędzy, albo chciały lepszego życia, lub z czystej pychy pragnęły korony Miss Polski. W taki oto sposób przez ręce polskiej mafii przewijały się setki, jak nie tysiące kobiet, które nie tyle świadczyły usługi, a raczej miały obowiązek spełniać wszystkie zachcianki (nazwijmy to) swoich sponsorów, i nie mówimy tutaj tylko o podawaniu drinków. Przez ½ książki czytelnik jest raczony najróżniejszymi historiami z udziałem kobiet, które podlegały ocenie Masy i jego przyjaciół po fachu. Poznajemy również te bardziej wstrząsające opowieści o kobietach gwałconych, a później przekupywanych lub zastraszanych. Nie można się oprzeć wrażeniu, że sam bohater wszystkich wymienianych wydarzeń wspomina je z niemałym sentymentem. W czasie czytania książki mamy do czynienia z lekką idealizacją i pochwałą tamtych czasów. Oczywiście Jarosław Sokołowski nie próbuje się na tym podłożu wybielać i nie zaprzecza, że tamten świat bardzo mu odpowiadał.
Druga część książki opowiada o akcjach, w których kobiety posłużyły jako przynęty na osoby, które trzeba było zlikwidować. Biorąc pod uwagę niesmaczną pierwszą część historii to tę drugą czyta się z mniejszym uczuciem obrzydzenia. Historie są ciekawe, a niektóre bohaterki odróżniają się od reszty kobiet swoją zawziętością i pragnieniem kierowania mafią. Są to najmniej uprzedmiotowione postaci w całej, bardzo przytłaczającej historii.
Na wspomnienie zasługuje również fakt, że sam opowiadający kategoryzuje kobiety na dwie odrębne grupy: żony i „dupy”. Masa po upływie lat dalej nie uważa aby kiedykolwiek zdradził żonę, bo jak twierdzi ,,tylko ją kochał”. Natomiast liczne imprezy, gwałty, a niekiedy niemal orgie były po prostu częścią jego niestandardowej pracy.
Kończąc o fabule. Liczyłam, że przeczytam o matkach, żonach czy córkach polskich gangsterów. Niestety książka opiera się raczej na opisie ekscesów i podbojów mafiosów i niemal całkowicie pomija kwestie matek i córek. Żony natomiast zostają potraktowane raczej ogólnikowo: były, wiedziały, nic z tym nie robiły.
Trochę o kwestiach technicznych książki. Sam proces przedstawiania fabuły jest jak najbardziej dobry. Książka zaczyna się wyjaśniającym wstępem zarówno od autora Artura Górskiego jak i rozmówcy Jarosława Sokołowskiego. Podzielona została na rozdziały, w których mieszają się wspomnienia w formie narracji trzecio osobowej z fragmentami wywiadów, które uzupełniają albo niwelują błędy. (Masa wielokrotnie poprawia błędne informacje, które kiedyś pojawiły się w mediach). Książka kończy się podsumowaniem od autora i spisem osób, bo niekiedy bardzo trudno nie pogubić się w gromadzie licznych pseudonimów. Język jest prosty, a całą książkę można przeczytać w jeden lub dwa wieczory. Trzeba też oddać jej sprawiedliwość, że wciąga.
Chciałabym móc ocenić tę książkę jako fikcję, ale niestety- jak twierdzi gangster- fikcją ona nie jest. Sama historia na pewno bulwersuje i wzbudza liczne (przede wszystkim), negatywne emocje. Mnie jako kobietę opowieść ta zniesmaczyła i sama nie wiem czy gdybym wiedziała czego się spodziewać, to czy przeczytałabym ją drugi raz. Trochę nie rozumiem polecania tej pozycji na forach książkowych w kategorii ,,Dla niej” bo trudno mi uwierzyć, że średniowieczne, a może nawet starożytne podejście do roli kobiety mogłoby się czytelniczkom spodobać. Choć z drugiej strony podchodzimy do niej jak do opowieści z przeszłości. Skierowałabym tę książkę bardziej w kierunku mężczyzn, bo chyba sama idea przedstawienia „zaplecza” mafii bardziej ich zainteresuje. Sama nie wiem. Trudno określić, a o gustach się nie dyskutuje. Osoby, które oczekują tutaj rozkładania mafii na czynniki pierwsze bardzo się rozczarują. Historia miesza imprezy z wielkimi gwiazdami ówczesnych czasów i doprawia seksem. Bardzo dużą ilością seksu, w najróżniejszych odsłonach.
Wracając jednak do kwestii oceny. Gdybym oceniała samą opowieść (fikcję) to pewnie wahałabym się pomiędzy 3, a 4.Biorąc pod uwagę, że historia ta wydarzyła się naprawdę muszę przyznać, że jest to kawał dosyć ciekawego reportażu, zrealizowanego w sposób spójny i kompletny. Gdybym nie została oszukana przez opis to pewnie byłabym także nastawiona na inny rodzaj treści, a moja ocena byłaby o jeden stopień wyższa. Niemniej jednak było inaczej.
Czy polecam? Wbrew pozorom tak, ale tylko czytelnikom, którzy bardzo lubią reportaże i są świadomi, że tę historię trudno określić mianem ,,ulubionej”.
Ocena: 6/10