Dziękuję Wydawnictwu Novae Res za egzemplarz recenzencki oraz serwisowi nakanapie.pl za udostępnienie książki.
Małgorzata Matwij to nieznana jeszcze autorka, a „Madame Blanche” to jej debiutanckie wydanie. Zastanawiam się jak sklasyfikować tę pozycję. Nie wiem, czy mogę z czystym sumieniem nazwać ją powieścią. To takie połączenie opowieści, pamiętnika i psychologicznego monologu, który ma na celu pomóc zrozumieć własne „ja”.
Co ciekawe, w prologu autorka zwraca nam uwagę, na jakich aspektach powinniśmy się skupić podczas czytania. Zadane pytania są trafne i dobrze, że odpowiednio ukierunkowują czytelnika na wskoczenie w odpowiedni rytm czytania.
Główna bohaterka, Anna, to teoretycznie w pełni spełniona zawodowo, dojrzała i świadoma siebie kobieta. Mimo tego, że wszystkie jej decyzje bazują na logicznych wyborach, czegoś jednak w życiu jej brakuje, dlatego, bardzo ostrożnie stara się wypełnić pustkę, którą jej umysł i ciało odczuwa. W czasach, gdzie Internet jest powszechnie dostępny, pojawia się również wirtualna kreatywność zarówno w możliwościach poznawania innych ludzi i kultur, ale również niestety szerzą się przeróżne formy internetowych oszustw i wyłudzeń.
Anna w ten sposób poznała Tomsego, który wprowadzał bohaterkę w swój świat, pokazywał swoje życie i poniekąd oboje stali się uzależnieni od siebie i swoich potrzeb. Czy było to uzależnienie z jednej strony bazujące na chęci zysku? To pytanie, na które czytelnik sam musi sobie odpowiedzieć. Dla mnie ta sprawa dziwnie pachniała od samego początku i dlatego z wielkim sceptycyzmem podchodziłam do zachowania Anny.
Szczerze mówiąc, przez sporą część książki, główna bohaterka mnie irytowała. Przede wszystkim tym, że nie umiała konkretnie zdecydować i postawić sobie granic w relacji, którą nawiązała, tym bardziej że była świadoma działania mechanizmów internetowych wyłudzeń.
Dopiero w miarę dalszej lektury, uznałam, że Anna to osoba po prostu dobra. Starała się być przede wszystkim w porządku wobec samej siebie, by w momencie ostatecznego rozliczenia, mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że zrobiła wszystko by pomóc osobie w potrzebie. Czy ta pomoc była naiwnością z jej strony? Nie nam oceniać. Jej sumienie jest czyste. I to jest postawa, do której każdy powinien dążyć.
Idąc za pytaniem zawartym w prologu, odpowiedziałam sobie szczerze, czy ja sama pozwoliłabym sobie na nawiązanie takiej relacji. Przyznaję szczerze, że nie. Ucięłabym od początku tę znajomość, prawdopodobnie w żadnym stopniu nie rozważałabym jej i nie pozwoliła wpłynąć na moje życie.
Podobało mi się bardzo to, że pokazano w „Madame Blanche” w jaki sposób nasze przyzwyczajenia i życie w kokonie stereotypów, wpływa na relacje między rasowe. Czy to, ze ktoś ma inny kolor skóry, wyznaje inną religię, jest gorszym człowiekiem? Czy od razu trzeba myśleć, że jest to osoba leniwa, że chce nas wykorzystać? Niestety, tak wygląda rzeczywistość. To bardzo przykre. Jedynym wyjściem, by zapanowała kulturowa synchronizacja, jest zmiana sposobu myślenia przez każdego. Miejmy nadzieję, że w końcu to się stanie.
Nie przypadł mi do gustu natomiast sposób prowadzenia narracji. Brakuje mi w nim dynamizmu, powieściowego polotu, większej swobody w formułowaniu zdań. Prawdopodobnie dlatego, że wszystkie wypowiedzi Tomsego były jakby tłumaczone z translatora, który jak wiadomo, spełnia swoje zadanie, ale często zabiera dużo z kontekstu a dynamizm i jakiekolwiek refleksie po prostu ubija. Mimo tego jak najbardziej prawdziwego wytłumaczenia nie mogłam przywyknąć i zaburzało mi to odbiór tej książki.
Oceniam „Madame Blanche” na 7/10, głównie ze względu na zawartą tematykę i poruszane problemy tolerancji.