Tytułowy bohater powieści Maxa Portera - "Lanny" przeprowadził się niedawno wraz ze swoimi rodzicami do małej i jakby się mogło wydawać zwykłej wioski leżącej godzinę drogi od Londynu. Życie w owej wiosce płynie - tak jak w każdej innej. Jej mieszkańcy również niczym szczególnym się nie wyróżniają. Codzienność wypełniają im - własne myśli o jakości ich egzystencji.
Tymczasem okazuje się, że wieś należy nie tylko do ludzi, ale i do mitycznej postaci zwanej Praszczurem Łuskiewnikiem. Łuskiewnik wywodzi się z folkloru. Dzieci w szkole rysują go jako liściaste stworzenie z wyrastającymi z ust wiciami. Ten niezwykły stwór budzi się ze snu i wsłuchuje się w wypełniające przestrzeń ludzkie narzekania, plotki, pijacki bełkot czy domowe dramaty.
Jednak najbardziej interesuje go właśnie Lanny - chłopiec żyjący we własnym świecie.
Rodzice bohatera to też niczym nie wyróżniająca się para. Mama próbuje pisać krwawy kryminał, a ojciec obraca się świecie finansów. Od czasu do czasu zachwycają się synem jak wszyscy rodzice i jego niezwykłym postrzeganiem świata, często nie rozumiejąc tego, jak wyjątkowe jest ich dziecko.
Mama postanawia nauczyć Lanny-ego rysunku i prosi okolicznego artystę - Pete'a o dawanie mu lekcji. Jak się później okazuje artysta jest zwany przez mieszkańców wioski Szajbniętym Pete'em. Pewnego dnia Lanny znika...
To niezwykła powieść. Zaledwie 220 stron, które znikają w zastraszającym tempie. Narracja ma dość nietypową formę. Zwykle jest prowadzona w osobie pierwszej przez, któregoś z bohaterów - rodziców chłopca lub Pete'a z opisem przypominającym didaskalia dramatu, dodatkowo przeplata się ona z osobą trzecią, kiedy to wszechobecny narrator opisuje Praszczura Łuskiewnika.
Zdania wypowiadane przez przypadkowych mieszkańców wioski tworzą wzory na kształt melodii, którą żywi się mroczna postać. Polifonia narracji daje czasem efekt lekkiego niezestrojenia fabuły, jednak jest to zamierzone działanie autora i w moim odczucia bardzo tutaj pasuje.
Wraz z Łuskiewnikiem odkrywamy drugie oblicze pięknej, sielskiej wioski.
Za pomocą fantastyki Max Porter odsłania przed czytelnikiem, to czego na co dzień nie widzimy. Brud życia rodzinnego - jaki często ukrywamy za zamkniętymi drzwiami. To jak bardzo denerwuje nas świadomość własnej ułomności i jak piętnujemy każdy wyraz rodzącej się ciekawości świata i otwartości na nieznane. Wszyscy pragną wyjątkowości nie chcąc jednocześnie się niczym wyróżniać.
Nie chcemy pytań, na które nie ma gotowej odpowiedzi.
"Jak ci się wydaje, co jest bardziej cierpliwe, idea czy nadzieja?"
Lanny jest przedstawicielem czystej dobroci i ogromnej kreatywności, do której bodźce znajduje w okół siebie, z taką samą łatwością jak my wynajdujemy sobie nowe zmartwienia. Pokazuje jak łatwo tłamsimy nie tylko czyjeś marzenia, pragnienia, ale własne przysypujemy grubą warstwą rozczarowań. Jak zabijamy w sobie postrzeganie piękna w świecie, które nas otacza i wpadamy w ogólnie przyjęty wzór tego jak powinniśmy żyć.
Uczymy się zamykać na współczucie, a we wszystkich przejawach dobroci dopatrujemy się drugiego - złego dna - bo dlaczego dorosły mężczyzna, może chcieć uczyć chłopca sztuki i nie chcieć za to wynagrodzenia?
"Powiedz sama, dziwne to czy nie, że Szajbnięty Pete daje za darmo lekcje Lanny'emu".
Kiedy Lanny znika rusza fala poszukiwań, ale na czym się ona skupia? Wszyscy powtarzają jak formułkę "Gdzie jest Lanny?" tworząc coraz brzydszy obraz jego rodziny i coraz gorsze scenariusze jego oczywistej dla nich śmierci - nie widząc tego co mają pod nosem.
"Lanny" jest powieścią dość niekonwencjonalną - fantastyczny świat, nazwałabym go nawet baśniowym, który niezwykle realnie ukazuje rzeczywistość.
Przed lekturą należy przygotować się na ogrom zakamuflowanej treści i przystąpić do niej z bardzo otwartym umysłem. Niezwykła książka, o której długo nie zapomnę.
Na koniec warto również wspomnieć, że powieść Maxa Portera została nominowana do nagrody
Bookera 2019.