Łups! – Taki dźwięk prawdopodobnie wydało ciało krasnoluda, kiedy padało bez życia na ziemię. Popełniono morderstwo, w dodatku nie byle jakie, bo polityczne. Relacje pomiędzy krasnoludami a trollami od zawsze były napięte, a zabójstwo krasnoluda jeszcze bardziej pogorszyło te stosunki. Ankh-Morpork stoi na krawędzi wojny domowej i powstrzymać ją może jedynie rozwiązanie sprawy zabójstwa… a prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku, czyli – w tym wypadku – w okolicach Pseudopolis Yard, w rękach komendanta Vimesa, który zajmie się tą sprawą niezwłocznie; jak tylko odpowie na jedno, niesamowicie ważne pytanie: gdzie jest moja krówka?
Cykl opisujący historię straży miejskiej Ankh-Morpork liczy sobie już siedem tomów i jest najczęstszym tematem książek ze Świata Dysku. Moja największą obawą było to, czy Terry Pratchett zdoła zachować świeżość i humor powieści, pomimo utartego schematy powieści. Głównym trzonem jest zawsze mroczna tajemnica, która niechybnie położy kres miastu, jeśli ktoś jej natychmiast nie rozwiąże… I mimo, iż w „Łups!” Ankh znów staje w obliczu wojny, tym razem jest inaczej niż zwykle.
Jedyną znaczącą i wartą odnotowania zmianą, jeśli chodzi o wątki poboczne, jest komendant Vimes (dla przyjaciół „Pan Vimes”), który ma teraz Priorytety. I to takie przez duże „P”. I choć nadal jest komendantem, jest przede wszystkim mężem i ojcem. Pomimo, że nadal pracuje przez całą dobę, zapewnienie bezpieczeństwa swojej rodzinie przedkłada przed obowiązki policjanta. W końcu sprawiedliwość nie ucieknie, jeśli odłoży się ją na chwilę na półkę, a zamiast tego weźmie do ręki książeczkę do czytania.
W samej Straży źle się dzieje, napięcia między frakcjami trolli i krasnoludówdają się odczuć bardzo wyraźnie, a jakby tego było mało – do straży zostaje przyjęta wampirzyca, w dodatku całkiem ładna i zainteresowana kapitanem Marchewą… Sierżant Angua będzie miała znacznie większy problem, niż tylko uciążliwe owłosienie. Jednak jeśli chodzi o wątki personalne bohaterów „Łups!” wiele w nich nie zmienia. Pratchett skupia się bardziej na rozbudowaniu historycznego tła dla Ankh, niż popychaniu do przodu losów bohaterów, czy rozwijaniu i udoskonalaniu samego miasta.
Sytuacja najgorzej się ma w mieście - krasnoludy nie przechadzają się ulicami machając wesoło toporem i podśpiewując piosenki o złocie. Nie chodzą do barów, aby upijać się do nieprzytomności śpiewając piosenki o złocie. One konspirują, a w całej książce nie pada słowo „złoto” – nie trzeba być kapitanem Marchewą, aby domyślić się, że coś jest nie w porządku. Trolle w tej części jakby ucichły. Zaszyły się w ciemnych zakamarkach Anhk-Morpork czekając na ruch ze strony krasnoludów i pomimo ciepłej temperatury próbują zachować chłodny rozsądek. Ich spokój i opanowanie zapowiada najgorszą burzę tego wieku.
Spojrzenie na trolle i krasnoludy z innej perspektywy to główny wątek w „Łupsie!” Nie próbują już tolerować się nawzajem, aby wspólnie tworzyć „lepsze jutro”. Tym razem chodzi im o coś ważnego, chodzi o Historię, Tradycję i ich Przekonania. „Łups!” obnaża głupotę nietolerancji i wojen na tle rasowym, czy religijnym. Pratchett budując A-M przedstawił czytelnikowi idealistyczną wizję świata. Miasto – mimo, że brudne, pełne przestępców i żebraków – jest uporządkowane, a żyjący w nim obywatele są szczęśliwi, że mogą być jego częścią. Nawet zło i niesprawiedliwość trzyma się tu wytyczonych reguł gry. Tym razem tą utopijną wizją świata zachwiał wcale nie rasizm, jak mogłoby się wydawać na początku, ale tradycja. Krasnoludy od zawsze biły się z trollami, ale nie przeszkadzało im to wspólnie pracować, mieszkać, czy się upijać. Egzystując wspólnie w mieście, z dala od swoich korzeni, musiały się nauczyć tolerancji. Problem pojawił się, kiedy w krasnoludach odezwała się Tradycja, nakazująca im mieszkać pod ziemią, zdecydowanie nie afiszować się ze swoją kobiecością i walczyć o swoją historię, najlepiej z niegodnymi stąpać po ziemi trollami. „Łups!” pokazuje jak z radosnych krasnoludów, których życie obraca się wokół złota i alkoholu, zamieniają się w konserwatywnych fanatyków, którzy gotowi są umrzeć i zabić za nieswoje przekonania, w które nawet nie do końca wierzą. Ponieważ tak zachowałby się każdy prawdziwy krasnolud, a przecież nie wolno zapomnieć o swoich korzeniach mimo iż mieszka się w Ankh-Morpork, pracuje w budce ze szczurami, a pokój dzieli z rodziną trollii. Tylko, czy warto umierać za historię?
Wydanie niczym nie różni się od pozostałych z serii Świata Dysku, Prószyński i Ska jak zwykle stanęła na wysokości zadania: w książce jest niewiele literówek, czyta się ją bardzo wygodnie, bo można rozkładać i zginać we wszystkie strony bez obawy, że się rozklei.