Niedawno zmarły niesławny rzecznik rządu Jaruzelskiego, był wcześniej świetnym dziennikarzem. Książka jest zbiorem historyjek czy felietonów zamieszczanych oryginalnie w tygodniku `Kulisy’ w latach 60. i 70.; cieszyły się wtedy wielką popularnością. To taki PRL-owski pitaval: historyjki kryminalno-prawne dziejące się w czasach gomułkowsko-gierkowskich. Moim zdaniem historyjki w większości wymyślone, ale to nie umniejsza ich wartości.
Ma bowiem ten tom obecnie nieoczekiwaną wartość: dostajemy świetny opis rzeczywistości PRL-owskiej widzianej z dołu, z punktu widzenia szarego człowieka. Mamy tu przedstawiony szereg ówczesnych realiów, które już są powoli zapomniane, w tym sensie to czytadło jest lepsze niż niejedno dzieło socjologiczne czy historyczne.
I tak dostajemy portret fałszywego zaopatrzeniowca, który wszystko może załatwić dla zakładu, w owym czasie to był ktoś na wagę złota. No bo drogie dziatki, realny socjalizm charakteryzował się tym, że wszystkiego brakowało, produktów się nie kupowało, lecz załatwiało.
Jest historia oszusta biorącego przedpłaty na dostawę fiata 126 poza kolejką, a w kolejce się czekało rok, więc ludzie sami się pchali do oszusta, żeby tego upragnionego Malucha wcześniej mieć. No cóż, w latach 70. ludzie dostali prawdziwego szału na punkcie posiadanie Malucha.
Mamy opowieść o facecie, który siedzi w biurze i z nudów wymyśla system do wygrania w totolotka, no bo wtedy wszyscy pracowali, ale wielu nie miało w pracy co robić...
Mamy felieton o facecie, który buduje okazały domek jednorodzinny: 83 metry kwadratowe. Po ośmiu latach budowa jest doprowadzona tylko do stanu surowego. Bo wtedy drogie dziatki nie było Castoramy ani Obi, wszelkie materiały budowlane były deficytowe; trzeba je było załatwiać czy wystać w kolejce.
Mamy historyjkę o facecie, który przez 6 lat uciułał 60 tys. na Trabanta (był kiedyś taki samochód), a potem jeszcze przez pół roku załatwiał sobie przydział na owego Trabanta (pieniądze mu ukradziono). Bo wtedy dziateczki nie można było kupić auta ot tak sobie, konieczny był przydział.
Co by nie mówić, Urban pisać umie, i wciąż czyta się to z przyjemnością. Niewiele się to dziełko zestarzało.