Mimo ‘rozwałkowania’ do szczętu pytania - geny czy charakter (biologia czy kultura)? – wciąż nie daje ono spokoju ludziom; więc je ponawiają i poszukują źródeł własnej wyjątkowości/zwyczajności. Jeśli sprowadzić nas do centrum tego, co warto analizować, to faktycznie poza pytaniami o nasz fenomen, nie ma nic ciekawego do robienia mózgiem. Ponieważ taka perspektywa jednak mi nie wystarcza, to z dużym zaciekawieniem przyjąłem zaprezentowaną technikę opowiadania w książce „Małpa, która zrozumiała Wszechświat. Ewolucja umysłu i kultury”. Psycholog Steve Stewart-Williams przeprowadził eksperyment i spróbował opisać człowieka oczami inteligentnego ‘ufoludka’ by rozpocząć kolejną batalię z popularnymi uproszczeniami i ideologizacjami darwinizmu. Choć z definicji nie jest możliwa taka zupełna obiektywizacja poprzez ‘pozaziemską eksternalizację’ źródła naszej oceny, to już deklaracja potrzeby czysto behawioralnego i logicznego zreferowania człowieka, jest dobrym wstępem do powrotu do debaty na miarę Hobbesa i Rousseau. Autor, zbierając fakty, pół-prawdy, mity, niedomówienia i białe plamy psychologii ewolucyjnej, która korzystając z biologicznego doboru naturalnego dopełnia obraz człowieka w stosunku do jego kulturowego statusu, oferuje czytelnikowi ciekawe kompendium. Falująca nieco jakość i forma treści, od bardzo dobrej po dostateczną i od czytelnej po nieco zawiłą, ostatecznie pomaga nam zmierzyć się z ułomnościami własnej wizji - jak ten człowiek właściwie jest uwarunkowany biologicznie i społecznie.
Przejście od biologii (gdzie zwierz ziemski jest nośnikiem genów, które oczekują od tej organicznej konstrukcji uczestnictwa we własnej replikacji poprzez przetwarzania materii, przedłużanie gatunku i usunięcie się w niebyt) do kultury (język komunikacji, sztuka, sens, cel, emocje i duże ego) stanowi podróż przez pole minowe okupywane przez ludzkie słabości intelektualne nabywane z doświadczeniem. W ten wir sprzeczności Stewart-Williams włożył własne odczytanie szeroko rozumianego ewolucjonizmu, jako siły napędowej zmienności organicznej. Ustalając na wstępie ‘surowe ramy’ niejako pozaludzkiej analizy naszej egzystencjalnej krzątaniny, doprecyzowując rozumienie głównej idei Darwina, przechodzi do analizy wielu ciekawych detali warunkujących nasze zachowanie. Ponieważ reprodukcja umożliwia ewolucję, to sporo miejsca w książce zajmują obserwacje seksualnej (w bardzo szerokim rozumieniu) strony ludzkiego życia. Miłość, przywiązanie, zazdrość i wierność – to pojęcia reprezentujące nasze postawy, wynikające z biologii, choć ostatecznie zawsze przefiltrowane zostają przez kulturę. Czasem to subtelne różnice, stan nieredukowalnego napięcia ‘geny-kultura’, decydują czy coś jest adaptacją, czysto społecznym elementem czy czymś pomiędzy.
Mocną stroną książki są wizualizacje. Ponieważ sporo kluczowych pojęć, stanowiących sedno rozważań, nie ma akademickiej jednoznacznej definicji, słusznie psycholog posiłkował się opiniami ekspertów, szczególnie by pokazać kontrowersje. Do tego bardzo chętnie przywoływał przykłady – podsumowania badań, hipotetyczne sytuacje. Szukając źródeł naszych fobii, miłości, postaw społecznych, uprzedzeń czy zupełnie oczywistych rytuałów codzienności, filtrował nasze jestestwo odsłaniając jego memetyczną praprzyczynę. Zmierzenie się z taką naturalistyczną (w sensie wyprowadzania stanu świata z zasad przyrody) optyką wydaje się czymś uwierającym i mało wzniosłym. Miłość jako sztuczka natury gwarantująca transfer genów, szeroka gama estetycznych wrażeń i niemal cała nasza wyjątkowość ma jakiś początek, jest warunkowana, bywa przypadkowym dostosowaniem, potrzebą doboru naturalnego. Próba odrzucenia tego pozornego redukcjonizmu nie może, według autora, doprowadzić do satysfakcjonującej odpowiedzi o człowieka, jako przodka zdumiewająco odmiennych od niego fenotypowo organizmów. Stąd została bardzo rozbudowana narracja książki w kierunku nieuchronnego zmuszania czytelnika do pozbawionego mitologizacji odczytania naszej natury. Spośród wielu bardziej abstrakcyjnych fenomenów, to altruizm stanowił wyzwanie, które daje się spójnie uzasadnić mieszanką doboru kulturowo-naturalnego. W efekcie dość odważnie autor porównał ewolucję biologiczną z kulturową (choć wciąż z jasno wyartykułowaną różnicą). Solidnie posiłkując się koncepcją memów dokonał kliku ciekawych uniwersalizacji ‘zmienności ducha i materii’.
Śledząc argumentację autora w konkretnych akapitach, nie miałem przesadnie zastrzeżeń. Sporo bałaganu pojawia się za to na ogólnym poziomie konstrukcji tekstu. Pewne zagadnienia porozrzucał autor po rozdziałach, ponawiał watki bez wyraźnego powodu czy znienacka. Więcej w tym psychologicznej emocjonalnej opowieści niż biologicznego rygoryzmu potrzebnego w budowaniu spójnego wywodu. Stąd chyba próba wrócenia po lekturze do czegoś konkretnego, by szybko odnaleźć ważny fragment na podstawie drogowskazów w postaci nazw rozdziałów, może być trudnym zadaniem. Jednocześnie kilka zamkniętych fragmentów pozwala na cząstkowe zniwelowanie tej niedogodności. Szczególnie umieszczone dwa dodatki mogą w sposób wyizolowany pomóc w rekapitulacji. Zbudowane są na zasadzie postawienia popularnych choć mylnych hipotez wraz z, następującymi po nich dość, szczegółowymi analizami istoty błędu. Poszukujący ‘kapsułek’ podstawowej wiedzy o stanie badań w ramach psychologii ewolucyjnej i o strukturze memetyki (jako oferty szerokiego potraktowania kultury w języku ewolucji) mogą skupić się na tych końcowych apendyksach. Stanowią one zapewne zbiór podstawowych kontrowersji badawczych, których jednoznaczność tak uwiera ‘zwolennikom czystej socjo-kultury’, czasem zmuszając do ponownego namysłu i pokory wobec pozornej poprawności własnych sądów. To taki test na zrozumienie metody naukowej, która musi obiektywizować to, co nam łatwo ‘zalega’ w subiektywnym jednostkowym przekonaniu. Może jeden przykład z listy przywołanych wielu fundamentalnych nieporozumień, które napędzają niedobre memy pop-kultury (str. 393):
„To, czy jakakolwiek cecha ma naturalne pochodzenie (jest ‘wrodzona’), kompletnie nic nie mówi o tym, czy jest ona ‘dobra’ czy ‘zła’. Wartość moralną wszelkich zachowań należy oceniać nie na podstawie ich rzekomej czy faktycznej ‘naturalności’, ale w zależności od tego, jaki mają one wpływ na dobrostan tych wszystkich, których skutki ich dotykają. Dlatego właśnie przemoc – która jest zupełnie naturalna – uważamy za coś złego, a medycynę – nasz w pełni sztuczny wynalazek – za dobrą.”
Na poziomie metodologii Stewart-Williams solidnie przepracował na czytelniku bardzo ważne idee, które na styku nauk przyrodniczych i społecznych stanowią sedno codzienności afektów każdego człowieka i jednocześnie definiują nieredukowalne pola konfliktu. Z jednej strony badania antropologiczne pomagają odróżnić adaptacje biologiczne od kulturowych fenomenów, z drugiej wieloaspektowe meta-analizy pozwalają wydobyć głębszą prawdę z, ukrywanych skwapliwie przez respondentów zwykłych ankiet, sądów wartościujących o sobie i innych.
„Małpa, która zrozumiała Wszechświat” powstała z chęci opisania przez autora statusu natury człowieka jako hybrydy targanej biologiczno-kulturowymi (geny i memy) mechanizmami. Czasem z wielu sprzeczności, przypadkowych wzmocnień, adaptacyjnych preferencji czy etnicznych opcji stanowiących neutralny wobec ewolucji zbiór alternatyw, powstają mniej lub bardziej udane jednostki, rodziny czy społeczności. Profesor nieco pozbawił tekst szansy na stanie się podręcznikiem psychologii, choć wciąż to dobra lektura. Mam trochę zastrzeżeń do zbyt szerokiego potraktowania memów (według mnie szarlotka i papierosy to nie memy, jak przekonuje autor – str. 349-350). Choć z drugiej strony wizja matematyki (i szerzej nauki – str. 372) jako ‘anty-memetycznego’ zjawiska i religii jako samonapędzającej się odpowiedzi na biologicznie nieredukowalne potrzeby, dają do myślenia i aktywują do dalszych poszukiwań. Wspomniany bałagan, to zapewne konsekwencja umieszczenia w książce bardzo dużej liczby faktów, upchania w i tak gesty tekst dużej ilości analiz, porównań, hipotez, modeli czy sprzecznych stanowisk środowisk akademickich. Na szczęście zaprezentowany we wstępie namysł ‘pozaziemski’, sukcesywne narracyjne zbliżanie się do poprawnej i najpełniejszej współczesnej definicji teorii Darwina, przepracowanie doboru płciowego, krewniaczego, grupowego i przejście do memów, daje szerokie pole do intelektualnej zabawy na dobrym poziomie. Przecież wszystko co absorbuje w książce myśli autora, jest codziennością każdego - formą i tworzywem z których ulepiony jest Homo sapiens.
Mimo różnych zastrzeżeń – DOBRE z dużym plusem 7.5/10