Mieszanie gatunków to we współczesnej literaturze norma. Wielu autorom jednak ta sztuka nie bardzo się udaje – a to wątków za dużo, a to nie pasują one do siebie… Misz masz rodzajowy nie wychodzi ich książkom na dobre. Lauren Beukes to autorka, której ta sztuka, o dziwo, wychodzi bardzo dobrze. Jej powieść „Lśniące dziewczyny” to historia, która przeplata w sobie dwa odrębne od siebie gatunki thrillera oraz fantasy. Jak wygląda takie połączenie? W książce Beukes niebanalnie i wprost fenomenalnie. I nie ma w tym krzty przesady.
Rok 1931. Harper to bezrobotny włóczęga, który przez przypadek odnajduje dom, który przenosi go w różne momenty w innym czasie. Tam zabija „wybrane dziewczyny”, które jego zdaniem lśnią i muszą zostać zabite. Robi to kilkakrotnie na przestrzeni lat. Kiedy jednak trafia na Kirby, wszystko się zmienia. Jedna z jego „lśniących dziewczyn” udaje się przeżyć śmiercionośny atak i to ona postanawia odnaleźć mężczyznę. Nie jest to jednak sprawa łatwa, kiedy ma się magiczny dom na swojej drodze i zdesperowanego człowieka, którego zbrodnie nie tylko wydają się nierozwikłane, ale także niemożliwe do zidentyfikowania…
„Lśniące dziewczyny” to nietypowa książka. Z jednej strony mamy do czynienia z mocnym thrillerem, którego wątki są nieźle dopracowane, z drugiej pojawiają się elementy fantasty, które kontrastują z całą historią. Jak wygląda efekt? Z pewnością bardzo intrygująco. Choć wydaje się to lekko kontrastujące, historia jest bardzo spójna i wciągająca. Jej charakterystyczne elementy przypadną do gustu z pewnością fanom jednego jak i drugiego gatunku. Rzecz jasna – każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Dodatkowo konstrukcja fabuły jest zbudowana bardzo dokładnie. Lauren Beukes lekko miesza w historii, jednak jest ona zrozumiała i nie sposób nie w niej zgubić. Choć czasem może wydawać się chaotyczna, to zapewniam, że ten chaos jest istotą całej sprawy. Bez niego książka byłaby z lekka nudna. Jeśli nie bardzo nudna…
Historia jest przedstawiona z dokładny sposób. Autorka przedstawia punkt widzenia obojga głównych bohaterów (Harpera i Kirby), ale także poszczególnych postaci, które występują w książce. Nie są to długie wypowiedzi, podziały, etc., czego osobiście nie lubię, ale ten zabieg napędza naszą ciekawość. Im krótsza opowieść, tym bardziej chcemy poznać kontynuację historii. W połączeniu z bardzo dobrym piórem Beukes, który już na pierwszy rzut oka widnieje jako bardzo dojrzały i udoskonalony (ale tutaj brawa także dla tłumacza za ogromną pracę), powieść przedstawia się bardzo ambitnie. I w rzeczywistości taka właśnie jest.
Każde kolejne słowo o tej powieści z pewnością będzie pozytywne. Dlatego nie zostaje mi nic innego, jak polecić ją każdemu, kto lubi dobry thriller. „Lśniące dziewczyny” to intrygująca opowieść dreszczowca z nutką gatunku fantasy. Do końca dopracowana, dzięki czemu nie ma luk w historii, do końca świetnie opisana, dzięki czemu czyta się bardzo lekko i z nieskrywaną przyjemnością. Lauren Beukes odwaliła kawał dobrej roboty i za to wędrują ukłony w jej stronę. Nie jest łatwo dobrze połączyć odrębne gatunki, a jej ta sztuka się udała. Dzięki jej inwencji i umiejętnościom powstała powieść niemalże idealna. Zaskakująca, wciągająca i często przerażająca. Gorąco polecam!