Przystępowałam do "Rodu Atrydów" z obawami. Po części spowodowanymi tym, że kiedyś, dziesięć (około) lat temu próbowałam przeczytać tę książkę, odrzucił mnie styl pisania. Jednak bardzo chciałam dać jej szansę, bo człowiek się zmienia, razem z gustami, a Diuna zawsze stanowiła jeden z moich ulubionych cykli.
Co prawda do oryginalnej serii bardzo jej daleko, ale gdy przeczytałam ją teraz, wyszło, że to dość strawna przygodowa powieść, dziejąca się w uniwersum, które tak kocham. Na pewno jest lepsza niż Legendy Diuny tych samych autorów - brak "Rodowi Atrydów" wyjątkowo drażniącego patetyzmu, który cechował wyżej wymienione.
Książka opisuje głównie losy młodego Leto Atrydy, ojca Paula, który musi radzić sobie z wieloma przeciwnościami na miarę wszechświata. Zabójstwa, knucie i podłe uczynki są na porządku dziennym, cesarz znanego uniwersum to stary dziadyga z mściwym charakterem, pewien Ród upada... a Atrydzi postanawiają im pomóc. Tymczasem planetolog imperialny udaje się na Arrakis, by zbadać jej klimat i zadać sobie ważne - może najważniejsze - pytanie: co by było, gdyby.
Styl autorów jest raczej toporny, co w porównaniu ze stylem Frank Herberta jest szczególnie widoczne. Dużo, bardzo dużo się dzieje, jednak styl sprawia, że czasem zadawałam sobie pytanie, dlaczego tego nie czuję. Wydarzenia wydają się mechaniczne, pozbawione iskry, którą cechowała się zawsze Diuna - iskry ponadczasowości i wielkości skłaniającej do przemyśleń i zadumy.
Co naprawdę mi się podobało, to wątki na Arrakis. Autorzy zdają się najlepiej czuć w klimacie surowym i pustynnym i najlepiej piszą Fremenów. Gdy czyta się te wątki, naprawdę piasek sypie się z butów, a żar słońca każe sięgnąć po szklankę wody. Także ta część, która obejmuje knowania rodziny cesarskiej, posuwające się nawet do zdrady czy mordu, była nadspodziewanie dobrze napisana.
Brian Herbert i Anderson stworzyli coś, co jest typową, nawet składnie napisaną powieścią przygodową, która nie aspiruje by stać się czymś więcej. A szkoda, bo z wielką chęcią przeczytałabym coś na miarę przynajmniej "Heretyków Diuny".
Polecam "Ród Atrydów", może nie zatwardziałym fanom Diuny, którzy czczą Franka, ale każdemu, kto chce poznać ten świat odrobinę lepiej. Zachęcam też do wyrobienia sobie własnego zdania, zwłaszcza, jeśli lubicie klimaty dworskich zdrad i intryg czy walki o przetrwanie w surowym klimacie.