"Twoja rodzina bardzo wiele przeszła... Szczerze współczuję, choć z drugiej strony najważniejsze jest to, że przeżyliście wspólnie ten okropny czas, nadal żyjecie i jesteście razem."
Zagłębiając się w historię naszego narodu, a zwłaszcza czytając o życiu obozowym, wciąż zdumiewa mnie bestialstwo człowieka. Na usta cisną się słowa Zofii Nałkowskiej: "To ludzie ludziom zgotowali ten los". Mimo znajomości faktów trudno mi uwierzyć, iż ktoś mógł pokusić się o wusnucie teorii, zgodnie z którą jedni ludzie są lepsi od drugich. Jak można pozbawiać drugiego człowieka wszelkich praw i godności, a nawet życia w imię wyssanych z palca ideai?
No, jak?
Powyższe rozważania stały się moim udziałem po lekturze "Łódzkiej przystani" Anny Stryjewskiej, powieści otwierającej cykl "Saga klonowego liścia". Choć wzmianki na temat wspomnianego okresu znajdujemy tylko w początkowych rozdziałach książki, są one nad wyraz sugestywne. Czytając o ucieczce głównej bohaterki, Stefanii, z obozu koncentracyjnego, niemalże czułam jej przerażenie i razem z nią modliłam się o szczęśliwe zakończenie tej historii. Pierwsze fragmenty "Łódzkiej przystani" nasunęły mi na myśl powieść Niny Majewskiej-Brown - "Ocalona z Auschwitz", w której też czytamy o podobnym zdarzeniu, przedstawionym w równie realistyczny sposób.
Przejmujące opisy wydarzeń znajdujemy też w dalszej części powieści Anny Stryjewskiej, z tym że ich charakter ulega zmianie. Autorka przedstawia nam wydarzenia od czasów tuż po wojnie, aż po lata 60-te XX wieku. Z przyjemnością wróciłam myślami do okresu wczesnego PRL-u, na tle którego rozgrywały się losy bohaterów. Muszę przyznać, że podoba mi się odpowiednie wyważenie treści historycznych i obyczajowych, dzięki czemu powieść ta wnosi wiele cennych informacji, a jednocześnie nie męczy ich nadmiarem. Autorka porusza szereg aktualnych dziś kwestii, takich jak zdrada czy niewłaściwe relacje w rodzinie, natomiast pisząc o pierwszych latach po wojnie zwraca uwagę na trudności z dostosowaniem się dawnej arystokracji do życia w socjalistycznym społeczeństwie.
"Łódzka przystań" to także powieść o miłości i to wcale nie tej łatwej i przyjemnej, ale takiej, która musiała odejść w cień w obliczu wojny. Wydarzenia mające wtedy miejsce z pewnością rozdzieliły niejedną parę, łamiąc przy tym serce tragicznym kochankom. Ze Stefanią los także nie obszedł się życzliwie, choć w ostatecznym rozrachunku zwrócił jej to, co kiedyś nikczemnie odebrał. Niemniej, życie bohaterki nie należy do latwych, pełne jest wyboistych ścieżek i trudnych wyborów.
Mimo mnogości tematów, które wspomina autorka, nie czujemy się tu zagubieni. Wszystko razem tworzy spójny obraz, którego poszczególne elementy wyświetlają się nam przed oczami niczym film. Anna Stryjewska posługuje się nad wyraz plastycznym językiem, dzięki czemu bez problemu możemy sobie wszystko wyobrazić. Do tego wzrusza i skłania do refleksji nad naturą ludzkiego życia. Stawia pytania, na które trudno uzyskać jednoznaczną odpowiedź. Piękno tej powieści polega nie na udzieleniu właściwych odpowiedzi, lecz na wywołaniu zadumy nad życiem człowieka w różnych jego odsłonach.
Moja ocena 9/10.