Książka zawiera dwa opowiadania z epoki stalinowskiej. Pierwsze, 'Struna', opowiada o generale Własowie, dowódcy armii radzieckiej, który został wzięty do niewoli w 1942 r. i zaczął formować wojsko, które miało walczyć po stronie hitlerowców przeciw Stalinowi. W Rosji słowo własowiec do dziś jest obelgą i synonimem zdrady, bo w tym kraju mit zwycięskiej II Wojny Światowej, w której cały zjednoczony naród walczył przeciw Hitlerowi, jest podstawowym mitem narodowym. A Własow pragnął walczyć z reżimem stalinowskim, poza tym chciał ratować sowieckich żołnierzy w niemieckiej niewoli, żyli oni w potwornych warunkach, masowo umierali z głodu. Dość powiedzieć, że spośród około 5 milionów jeńców sowieckich, zmarło około 3 miliony.
Mamy tu w gruncie rzeczy do czynienia z fabularyzowanym reportażem historycznym, moim zdaniem jest w nim sporo prawdy, chociaż pewne rzeczy autor dodał od siebie. Nie ulega wątpliwości, że Własow był świetnym żołnierzem, lecz marnym politykiem, dał się wyprowadzić w pole Niemcom, którzy nigdy do końca mu nie ufali. A samo opowiadanie jest raczej zdawkowe, wygląda raczej na szkic większej powieści niż ukończoną całość. Niemniej dla kogoś, kto nie zna tego tematu, szokiem może być jego treść, a zwłaszcza zakończenie, ja akurat sporo się naczytałem o okresie stalinowskim i niewiele mnie już może przerazić.
W drugim opowiadaniu, 'Wyspa Nazino' również mamy prawdziwą historię. Zaczyna się tak, że policja polityczna w Rosji Sowieckiej urządziła w 1933 r. w dużych miastach obławę na tzw. elementy antyspołeczne, często aresztowani byli zupełnie przypadkowi ludzie. Więźniów następnie wywieziono na Syberię do obozów koncentracyjnych. Kilka tysięcy z nich trafiło na wyspę Nazino na rzece Ob, gdzie praktycznie pozostawiono ich samych sobie, bez jakiejkolwiek opieki i wyżywienia, więc bardzo szybko zaczęli umierać z głodu i chorób, szerzył się też kanibalizm na dużą skalę. Te informacje znam z książki Nicolasa Wertha 'Wyspa kanibali' wydanej przez Znak w 2011 r., która dużo lepiej niż Türschmid opisuje tę straszną historię (ale Werth nie jest wspomniany w książce, nawet w przypisach).
Znowu mamy do czynienia z fabularyzowanym reportażem historycznym, zresztą literacko słabym. Opowiadanie jest bardziej drastyczne od poprzedniego, to lektura dla ludzi o mocnych nerwach. Niemniej fakty opisane przez Türschmida naprawdę się zdarzyły. A pełną odpowiedzialność za te potworności ponosi zbrodniczy reżim stalinowski.
W sumie rzecz jest literacko słaba, ale drastyczna, ostrzegam przed lekturą czytelników o słabych nerwach.