Ōgai to jeden z najsłynniejszych japońskich pisarzy Meiji — okresu historycznego obejmującego czas od drugiej połowy wieku dziewiętnastej do pierwszej dwudziestego. Okresu modernizacji Japonii na wzór zachodni, gdy to osiągano kolejne sukcesy na wojnach (właśnie wtedy między innymi podbito Koreę) oraz arenie międzynarodowej. Ōgai był artystą swoich czasów, więc czerpał z zachodnich prądów artystycznych, choć „wymykał się łatwemu etykietowaniu, nie dając się wcisnąć w schematy ani zagorzałego miłośnika, ani zacietrzewionego krytyka Zachodu“*. Tłumaczył teksty niemieckich idealistów i romantyków, cenił klasyczną literaturę chińską oraz studiował medycynę za granicą. Był najmłodszym dyplomowanym lekarzem, dwukrotnie brał udział w wojnie, a jednocześnie uznawano go za jednego z najlepszych tłumaczy, znakomitego krytyka literatury oraz interesującego pisarza.
Wydawnictwo Tajfuny postanowiło polskiemu czytelnikowi zaprezentować trzy teksty autora, które mają zobrazować różnorodność jego inspiracji oraz technik. W centrum jest hipnoza, artysta czy niewolnicy, a punktów wspólnych — innych niż pomieszanie kultury japońskiej oraz europejskiej — próżno szukać.
W dwój pierwszych tekstach były obecne obrzydliwe wypowiedzi odnośnie kobiet. Te, które już kiedyś były z mężczyzną, zostały przyrównane do naczynia „którego ktoś inny użył“, co „budziło przecież niechęć“, a na te, których uroda była oceniania, czekał podział na pomywaczki, pokojówki i niańki. Naruszenie granic cielesności zostało sprowadzone do rozterek męża, bo OCZYWIŚCIE to on był najbardziej pokrzywdzony w sytuacji, gdy żona nie była pewna, co jej się przydarzyło. W dodatku kobieta została zmuszona do milczenia, bo „jeśli wyszłoby to na jaw, ludzie z pewnością zrozumieliby tę sytuację opacznie“ oraz „pewnie postępuje podobnie z wieloma“. To wszystko jest typowe dla czasów oraz kultury autora, ale nie staje się przez to bardziej znośne dla dzisiejszego czytelnika.
Dwa opowiadania mnie od siebie odpychaly (między innymi podejściem do kobiet), a trzecie było interesujące, ale nie na tyle, bym je polubiła. „Hipnoza“ i „Hanako“ to wyszarpnięte z wyobraźni autora sceny, które ani nie ciekawią, ani nic większego sobą nie reprezentują. Jedynie „Zarządca Sanshō“ jest czymś więcej, ale bazuje na XIV-wiecznej balladzie, wiec może stąd rozbudowana fabuła i ciekawi bohaterowie. Tyle że nawet ono niespecjalnie mi się podobało. Zbiór traktuję więc jako literacką ciekawostkę i rozważam zapomnienie o nim.
przekł. Katarzyna Sonnenberg-Musiał
*cytat ze wstępu tłumaczki