Zaczęłam czytać ,,Rodzanice" i zgłupiałam. Wiem, miałam chwilę przerwy pomiędzy kolejnymi tomami ale mniej więcej zarys pamiętałam. A tu na samym początku wita nas Weronika Podgórska. Moja pierwsza myśl była ,,że co?". Aż wygrzebałam się żeby poszukać na półce ,,Norę" i sprawdzić czy coś nie pominęłam. Ale nie, ze mną jest wszystko w porządku, to Katarzyna Puzyńska zaserwowała nam potężny plot twist.
Jak zostaliśmy już przyzwyczajeni, powieść rozgrywa się na dwóch planach czasowych: jeden to tuż po zamknięciu sprawy Nory czyli 2016 a drugi - dwa lata później w styczniu 2018. W mroźny styczniowy poranek zostaje znalezione ciało młodej dziewczyny, która dwa lata wcześniej została uwolniona z piwnicy pedofila gdzie była przetrzymywana przez kilka lat. Równocześnie w innym miejscu zostaje znaleziona martwa dziennikarka, która przez ostatnie dwa lata zdążyła zajść za skórę sporej liczbie osób z Lipowa i okolic. Sprawy dziwnym trafem wydają się być powiązane i sięgają w przeszłość odsłaniając tajemniczą historię rodzin zamieszkujących wioskę Rodzanice. Śledztwa są skomplikowane a ich wyjaśnienie z pewnością nie ułatwia fakt, że łączą się z prawie każdym policjantem z posterunku w Brodnicy.
Początkowo ,,Rodzanice" bardzo źle mi się czytało i miałam parę momentów zwątpienia gdzie byłam pewna, że odłożę powieść na półkę i do serii raczej już nie powrócę. Autorka bardzo zamieszała z linią czasu w powieści, wprowadziła nowych bohaterów i wydarzenia, które mają ogromne znaczenie dla dalszej fabuły ale ujawniane są w zupełnie przypadkowej kolejności. Domyślam się, że zabieg ten miał zaintrygować czytelnika, zburzyć jego strefę komfortu i wybić go z poczucia oczywistości i przewidywalności. No, akurat na mnie to nie podziałało a raczej wzbudzało poirytowanie i zniechęcenie. Ale gdzieś mimo wszystko ciągnęłam tą zabawę z nadzieją, że może w którymś momencie coś się rozjaśni i dowiem się o co chodzi, nie tylko w sprawie zabójstw ale też w życiu policjantów. Bo tam też dużo się dzieje ale ubrane jest w taką męczącą otoczkę narzekania, wałkowania wiecznie jednego i tego samego oraz braku zdecydowanych działań. Fakt, Daniel już nie pije i ożenił się z Weroniką ale to wcale nie oznacza, że zrobił prawdziwy krok do przodu. Raczej nadal się kręci w kółko tylko już bez alkoholu.
Powieść zdecydowanie ma za dużo wątków. Każda z postaci ( a już zrobiło się ich bardzo dużo) coś ukrywa i jej historia, w którymś momencie się przebija co wprowadza chaos bo nie wiadomo na czym się skupić ale właściwie nic nie wnosi do powieści. Jest tego tak dużo i tak bardzo rozproszone, że większa część powieści przytłacza czytelnika. Dopiero gdzieś w okolicach 2/3 akcji coś zaczyna się klarować. I wtedy robi się naprawdę ciekawie. Część pytań znajduje swoje odpowiedzi, akcja zdecydowanie przyspiesza i nabiera ognia skręcając w kierunku, który trudno przewidzieć. Jest sporo zaskoczeń, które prawdopodobnie będą otwierać kolejny tom. I dopiero końcówka sprawia, że znowu czuje się klimat serii i chce się na już sięgnąć po kolejny tom aby dowiedzieć się co będzie dalej.
Więc cóż mogę powiedzieć, po początkowym zniechęceniu dałam się jednak urobić i z pewnością nie zostawię tak tej serii.