Są wśród Was pasjonaci górskich wspinaczek, albo osoby mające ciche marzenie, by zdobyć najwyższe szczyty tego świata? Jeśli dodatkowo lubicie naprawdę świetne historie z wątkiem romantyczny, w których nie brakuje życiowych problemów, musicie się zainteresować obowiązkowo książką Sary Antczak! A nawet jeżeli nie jesteście fanami gór i wspinaczki, to i tak jestem przekonana, że ten tytuł przypadnie Wam do gustu. Książka swoją premierę będzie miała 27 stycznia, nakładem Wydawnictwa Kobiecego, któremu serdecznie dziękujemy za możliwość poznania tego tytułu.
"Lina" to książka, która wciąga od pierwszej strony. Kilka pierwszych zdań wystarczyło, żebym wiedziała, że to jest to co lubię, a styl autorki bardzo przypadł mi do gustu, w skutek czego jak zaczęłam czytać, tak nie oderwałam się do ostatniej strony, zatracając się w kolejnych rozdziałach, które przedstawiają losy Mikołaja oraz Niny - dwójki młodych ludzi, którzy nie mają życia idealnego i mają na swoim koncie różne życiowe doświadczenia, ale których łączy jedno - miłość do gór, wspinaczki i uwielbienie adrenaliny, jaka towarzyszy im gdy znajdują się na wysokościach. I chociaż początkowo nie przypadają sobie do gustu, to wydarzenia które napotykają na swojej drodze, zmieniają podejście jakim się względem siebie kierują, by ostatecznie mogło się narodzić między nimi uczucie.
Prawdę mówiąc nie wiem od czego zacząć, bo plusów w tej książce jest od groma, a minusów... Cóż nie znalazłam!
Zacznę może jednak od głównego motywu, jakim są wspinaczki. Autorka opisuje to wszystko w taki sposób, że nawet laik zrozumie o co chodzi i da się wciągnąć w ten świat, który kręci się wokół wysokich szczytów, przygotowań do wypraw i żmudnych treningów, które mają pomóc przetrwać w najwyższych rejonach niejednej góry. Początkowo trochę obawiałam się tego, że za wiele nie zrozumiem, skoro z górami na dobrą sprawę nie mam nic wspólnego i nie pamiętam, kiedy w ogóle ostatni raz pojechałam chociażby w te nasze polskie. Na całe szczęście, mniej zrozumiałe słowa są dokładnie wyjaśnione na samym dole strony, ponadto książka ma na samym końcu krótki słowniczek. To sporo ułatwia i pomaga, wierzcie mi!
Kolejnym z plusów jest to, że wbrew pozorom ta historia to nie tylko góry. To również życie, które dotknęło głównych bohaterów w dramatyczny sposób i ukształtowało ich na takie a nie inne osoby. Zbuntowane, chodzące własnymi ścieżkami i trzymające się tego, co sprawia im radość i daje poczucie wewnętrznego spokoju. Mikołaja i Niny nie da się nie polubić. To nie są puste postacie. To postacie, które są doskonale przedstawione, mają w sobie to coś i wzbudzają nie tylko sympatię ale i zaciekawienie związane z tym, jak będą postępować wraz z rozwojem wydarzeń. Postaciom drugoplanowym również nie można niczego zarzucić. Widać, że Sara Antczak przyłożyła się do tego, by wszyscy bohaterowie jej książki mieli swoje pięć minut, dzięki którym czytelnik mógłby wyrobić sobie o nich własne zdanie.
Ponadto bardzo spodobało mi się to, że autorka zdecydowała się rozwinąć kwestię przeszłości obojga bohaterów, co wprowadziło doskonałe urozmaicenie między momentami kręcącymi się wokół głównego, górskiego motywu. Historia Niny niewątpliwie łapie za serce. Nie miała dziewczyna łatwego życia, to też łatwiej jest zrozumieć to, czemu zachowuje się w taki a nie inny sposób. Mikołaj również nie miał łatwo, choć może odrobinę łatwiej niż Nina. I on również jest usprawiedliwiony w pełni. Ich podejście do życia, chociaż nie jest typowe dla każdego z nas, to w jakimś stopniu bardzo mi się spodobało.
Plusów tej książki jest jeszcze więcej, jednak nie chcę zdradzać wszystkich, bo musiałabym zdradzić całą fabułę, a tego robić nie chcę, bo moim zdaniem każdy z Was musi je znaleźć samodzielnie. Jeśli więc widzieliście zapowiedzi tego tytułu i zastanawiacie się nad tym, czy wrzucić go przy kolejnych książkowych zakupach do koszyka, to powiem tyle: nie zastanawiajcie się i kupujcie, bo na pewno nie pożałujecie nawet jednej minuty poświęconej na lekturę!