Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam okładkę powieści Let me know - wiedziałam już, że będzie to powieść, która może mi się spodobać (i to nie tylko pod względem wizualnym). Jak się okazało, autorka już od pierwszej strony wciągnęła mnie do wykreowanego przez siebie świata i nie pozwoliła mi na to, bym chociaż na chwilę z niego wyszła. Jak jednak ostatecznie mogę ocenić historię Bee i Noah? O tym w tej recenzji.
Bee i Noah byli najlepszymi przyjaciółmi od zawsze. Mieszkając naprzeciwko siebie, mieli wiele okazji do spędzania wspólnie czasu. Z całego serca kochali i świętowali swoją letnią tradycję. Pewnego dnia jednak ich bajka się skończyła, tak po prostu. Noah się wyprowadził, a Bee została sama. Kiedy cztery lata później chłopak wraca, wszystko wskazuje na to, że to, co ich łączyło, już dawno nie istnieje – i możliwe, że nie istniało tak naprawdę nigdy. Czy kiedykolwiek uda im się znowu porozmawiać bez agresji i słownych przepychanek? Czy ich wieloletnia przyjaźń będzie miała szansę zaistnieć na nowo?
Już pierwsze strony okazały się tym powodem, dla którego nie byłam później w stanie odłożyć tej powieści na dłużej. Doszło do tego, że zbliżając się do końca, zdecydowałam się odłożyć ten moment w czasie – straszliwie nie chciałam tego kończyć. Ta historia bardzo mnie pochłonęła i sprawiła, że tak po prostu, realnie zżyłam się z tymi bohaterami.
Główną bohaterką jest właśnie Bee. To głównie z jej perspektywy poznajemy całą historię i to jej myśli towarzyszą nam przez zdecydowaną większość powieści. Jest to dziewczyna o ogromnym i dobrym sercu, która zachwyciła mnie również swoim urokiem - skromność pomieszana z dozą pewności siebie stanowi w moim odczuciu taką iskierkę, która przyciąga mnie do danego człowieka/postaci. Tutaj właśnie tak się stało, a ja bardzo przeżywałam wszystko to, co spotykało Bee.
Noah to z kolei bohater, którego z początku nie polubiłam, jednak z czasem zaczęłam dostrzegać w nim coś intrygujące. Nie mogę zapomnieć i o tym, jak uparcie chłopak pragnął odepchnąć od siebie Bee, a jednak ja czułam, że to wszystko jest tylko na pokaz. Ostatecznie całkiem polubiłam się z tym bohaterem i cieszę się, że autorka wplotła do książki kilka rozdziałów z jego perspektywy - myślę, że całkiem sporo dało to do mojej ogólnej oceny książki.
Zuzanna Wólczyńska ma bardzo dobre pióro i muszę przyznać, że byłam tym mile zaskoczona. Obawiałam się, że ten debiut może nie okazać się aż tak dobry, jak tego oczekiwałam, a okazało się zupełnie na odwrót. Autorka bardzo ciekawie wykreowała swoich bohaterów, a chemia pomiędzy nimi... nawet nie wiem, jak mam to opisać własnymi słowami. Myślę, że widać, jak mocno przyciągnęła mnie do siebie ta powieść i jak bardzo ją polubiłam.
Cieszę się, że miałam szansę poznać Let me know, ponieważ ta książka to jedno z moich odkryć tego roku. Choć jest to z pozoru kolejna młodzieżowa powieść, która może momentami być ciut schematyczna, to jednak nie potrafię odmówić jej pewnego rodzaju uroku. Jeśli poszukujecie czegoś lżejszego na lekturę w jesienny wieczór, to zdecydowanie polecam Wam ten tytuł.