LEPSZE NIŻ RZECZYWISTOŚĆ
„Nikt nigdy nie umarł w Reverie z powodu złamanego serca. Zdrada nigdy nie prowadziła do morderstwa. Takie rzeczy już się nie zdarzały, bo teraz ludzie wiedli życie w Sferach. Mogli doznać wszystkiego, nie ponosząc żadnego ryzyka. Teraz życie było LEPSZE NIŻ RZECZYWISTOŚĆ.” [s. 82]
Coraz więcej osób młodych, nie znajdując w świecie rzeczywistym szczęścia, uciekają do tego wirtualnego. Biorąc pod uwagę rozwój techniki możemy się tylko spodziewać, jak będzie wyglądało życie za kilka lat. Może na zawsze porzucimy świat realny i przeniesiemy się do wirtualnego? Tam wszystko będzie lepsze. Lepsze niż rzeczywistość. Nałożymy na oczy Wizjery i całe dnie będziemy spędzali w wirtualnych światach. Czy tego właśnie chcemy? Czy tak jak ludzie ze świata eterowych burz zamkniemy się we własnych wyobrażeniach?
„Magia.
To jedyne, co przyszło Arii na myśl. Stare słowo z czasów, kiedy ludzie ulegali iluzjom. Zanim Sfery uczyniły z magii coś zwyczajnego.” [s. 23]
Aria żyje w Reverie – rozwiniętym technologicznie świecie oddzielonym od dzikiej natury szczelną kopułą. Jak wszyscy Osadnicy spędza czas w wirtualnych Sferach dostępnych tylko za pomocą specjalnego Wizjera. Kiedy zostaje wygnana za przestępstwo, którego nie popełniła, wie, że śmierć jest blisko.
Perry jako Wykluczony musi walczyć o przetrwanie w brutalnym świecie plemiennych wojen, kanibali i eterowych burz. Udaje mu się przeżyć tylko dzięki wyjątkowym zmysłom pozwalającym wyczuć niebezpieczeństwo i ludzkie emocje.
Drogi Arii i Perry’ego się przecinają. Tylko Perry może ocalić dziewczynę od śmierci. Tylko Aria może pomóc mu odkupić winy. Razem rozpoczynają niebezpieczną podróż…
[opis z okładki]
„ – Popatrz tylko na to brudne… coś. (…) Nie chce zejść.
- To się nazywa plama.(…)
- Do czego służy?
- Do niczego. Dlatego nie mamy ich w Sferach.” [s.13]
Perry wychowywał się pod eterowym niebem, na zewnątrz. Tam, gdzie rządzi eter wywołujący mutacje, choroby i burze, które wypalają ziemię śmiercionośnymi lejami, Peregrine żyje wraz ze swoim ludem – plemieniem Fal. Dla nich oraz reszty Wykluczonych zabrakło miejsca w sterylnych kopułach Podu, gdzie Aria spędza dni w wirtualnej rzeczywistości. Ja wszyscy mieszkańcy Podu, Aria na oku nosi Wizjer, urządzenie zapewniające jej dostęp do Sfer. To tam ludzie wchodzą w relacje między sobą, poznają smaki, zapachy nawet nie ruszając się z fotela.
Świat wykreowany przez Roth zawiera w sobie kilka już wykorzystanych wątków, jednak czytając nie miałam wrażenia powtórki. Oprócz chociażby znanego z „Nowej Ziemi” pomysłu kopuły, autorka wprowadza też kilka własnych, które czynią tę książkę inną od reszty. Akcja właściwa rozwija się dopiero około setnej strony, tak więc Veronica Roth daje czytelnikowi dużo czasu na zapoznanie się ze światem przedstawionym. Nie mam jej tego jednak za złe; sceneria „Przez burze ognia” jest o tyle ciekawa, że nawet długie opisy mi nie przeszkadzały.
„To czyny odróżniają ludzi od siebie.” [s.236]
Zarówno Aria, jak i Perry wpadają w tarapaty, a wtedy ich drogi krzyżują się. Teraz łączy ich wspólny cel i muszą współpracować, czy im się to podoba, czy też nie. Początkowo bohaterowie wręcz nienawidzą siebie nawzajem, co zresztą dziwne nie jest. Jednak wraz z kolejnymi stronami możemy zaobserwować powolną zmianę w relacjach bohaterów. Muszę przyznać, że Veronica Roth wykreowała dwa silne i ciekawe charaktery. Co prawda częste biadolenie Arii i szorstkość Perry’ego mogły czasami denerwować, ale to właśnie te cechy sprawiają, że postacie wydają się realistyczne. Szkoda, bo tego samego nie mogę niestety powiedzieć o wplecionym chyba trochę na siłę wątku romantycznym. Niby od nienawiści do miłości tylko jeden krok, jednak uczucie Arii i Peregrine’a jest przesłodzone i mało wiarygodne.
„Po co czuć ból, jeśli jest zbyteczny? Po co wiedzieć, czym jest prawdziwy strach, jeśli niebezpieczeństwo zrobienia sobie krzywdy nie istnieje? Spotęgowaliśmy to, co uważaliśmy za dobre i usunęliśmy to, co złe.” [s,149]
Narracja prowadzona jest naprzemiennie z punktu widzenia dwojga bohaterów. Dzięki temu mamy wgląd sytuację z dwóch stron, możemy zrozumieć motywy postępowania zarówno Arii jak i Perry’ego. Taki sposób nawet mi odpowiada – dzięki temu nie miałam wrażenia, ze cała akcja skupia się tylko i wyłącznie na Arii, która, jakby nie patrzeć, zapowiadała się na główną bohaterkę. Pani Roth pokazuje także punkt widzenia chłopaka, który w tej książce pełni równie ważną rolę. Podczas czytania nie zabraknie napięcia, bo chociaż akcja rozwija się dopiero około setnej strony, to potem wir wydarzeń wciąga czytelnika i wypuszcza dopiero po ostatniej kartce. I nawet wtedy, czytelnik czuje pewien niedosyt, ponieważ Roth zostawiła sobie otwartą furtkę dla kolejnej części.
„ – Możesz płakać, jeśli masz ochotę. (…) Mogę zaoferować ramię lub mankiet.
- Nie chcę płakać. Chcę mu przywalić.” [s. 180]
Podsumowując, „Przez burze ognia” jest lekturą wartą polecenia. Nie ukrywam, ma kilka minusów, ale wciąż jest powieścią na dobrym poziomie. Mimo, że z początku może się wydawać książką opartą na utartych schematach, to już po kilku stronach zaskakuje dobrze przedstawionymi bohaterami, ciekawą fabułą i oryginalną, dopracowaną scenerią. Veronica Roth doskonale wprowadza czytelnika w świat eterowych burz, dlatego czasami nawet czułam się, jakbym sama miała taki Wizjer, który przeniósł mnie do świata wykreowanego przez autorkę. Dlatego też, książkę jak najbardziej polecam, nie tylko fanom wszelakich powieści dystopijnych, ale też osobom, które po prostu szukają dobrej lektury.