„Damskie pończochy i egzotyczna ziarnowa woda… Niech bogowie mają nas w opiece.”
„Lagendy i latte” to książka, którą napisał Travis Baldree. Książka została wydana przez Wydawnictwo Insignis [współpraca reklamowa].
Orczyca Viv ma dość nieustających misji, walk, wypraw i awantur. Viv postanawia więc wybrać się do miasta Thune i otworzyć swoją kawiarnię. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na miejscu… nikt nie ma pojęcia czym, do ośmiu piekieł, jest kawa. Żebyście mieli świadomość, jakie to było wyzwanie, przytoczę skrócony fragment książki:
-Powiedz, miałaś kiedyś okazję przekonać się, czym jest kawa?
-Nigdy w życiu. Tam, gdzie się wychowałam, dama nigdy nie wspominała o swoich dolegliwościach.
Czy Viv uda się odciąć od mrocznej, wojowniczej przeszłości, czy może jednak jej zarówno starzy, jak i nowi rywale będą ją ścigać nawet i w Thune? Viv będzie musiała się przekonać, co szykuje dla niej los. A żeby nie musiała sobie radzić sama z problemami, wszechświat da jej okazję do stworzenia drużyny, która rozwala na łopatki.
Czy wyobrażacie sobie życie bez kawy? Ja osobiście – zupełnie nie. A co z kawą w świecie fantasy? Mało popularne, prawda? Viv, zakochana w napoju, którego spróbowała u orków, stawia wszystko na jedną kartę, otwierając kawiarnię w miejscu, w którym dotąd popularne były tawerny. Orczyca, pragnąc stabilizacji, przerabia stary budynek stajni na kawiarnię, która przyciąga do siebie wiele interesujących postaci. Jak rozwinie się biznes Viv? Czy będzie to ogrom wzlotów i upadków, nieprzewidzialnych kwestii i zmagań z dotychczasowymi przyzwyczajeniami tubylców? Czy będzie ryzyko, czy pojawią się niebezpieczeństwa i nieporozumienia? Niewykluczone. Czy będzie warto? Oczywiście, że tak!
Kogo znajdziemy w „nie-herbaciarni”? Zacznijmy od stolarza złotej rączki – jest nim hobgoblin Kat. Oczywiście jest też asystentka Viv – Tandri, która jest sukkubem z rogami i ogonem przypominającym bicz. Tandri skrywa umiejętności, które pozwolą Viv ogarnąć cały ten kawowy chaos. Przejdźmy dalej. Piekarz to szczurołak w pełnym wydaniu. Dodatkową atrakcją jest kotor, czyli ni to kot, ni to wilk, bo wielkością przewyższa wszelkie znane nam kociska. Pojawią się też starzy kompani i dobrzy przyjaciele. A od czasu do czasu, częściej niż rzadziej, pojawiają się ludzie, zwiastujący kłopoty.
Bardzo podobał mi się niby codzienny, ale i baśniowy styl autora, który sprawia, że te osobliwości, które nam opisuje, stają się niemalże żywymi istotami. Autor był w stanie połączyć dość odrealnione i niecodzienne zachowania w jedną, spójną całość, dodając do tego właśnie te postaci, które zapadają w pamięć i zagnieżdżają się w sercu. Dodatkowym plusem jest umiejętność autora, skupiająca się na tym, że potrafi on oddać w pełni to, co chce przekazać. Zapachy i smaki aż wylewają się ze stron książki. Jest to niecodzienne, oryginalne i bardzo, bardzo przyjemne.
Osobiście nie jestem fanką braku akcji, ale też z drugiej strony nie przepadam za akcją opartą na nieustannej walce, bitwach, planach bitewnych, podbojach. To wszystko wydaje mi się dość sztywne i mało wciągające, chociaż bywały i takie książki, że każdy ruch śledziłam z zaciekawieniem. Tutaj tych bitewno-politycznych kwestii nie doświadczamy. Orczyca Viv zabiera nas w podróż, której celem jest stworzenie miejsca ciepłego, klimatycznego i poprawnego. Z zaciekawieniem więc śledzimy jej poczynania, skupiające się tym razem nie na awanturniczych zachowaniach, a na zupełnie innych motywacjach. Podobało mi się przygotowywanie stajni pod kawiarnię i to, jak Viv tłumaczyła zagadnienia związane z „ziarnową wodą”. Założę się, że nikt z Was nie wie, skąd tak naprawdę wzięła się nazwa „latte” ;)
Autor nie tylko skupia się na prowadzeniu kawiarni i przyjemnościach z tym związanych. Porusza on też problem uprzedzeń, braku tolerancji, nierówności, rozwiązywania problemów za pomocą siły, z czym chce się zmierzyć aktualnie Viv za sprawą swojej działalności „emerytalnej”. „Legendy i latte” to książka „o rodzinie, którą wybieramy sobie sami” – te słowa idealnie określają istotę relacji, ukazanych w książce, bazującej na sile przyjaźni, motywacji, zaangażowaniu, poznawaniu nieznanego i odkrywaniu siebie samego. Wszystko to sprawia, że książka staje się pewnego rodzaju sposobem na ukojenie.
Książka jest niezwykle urocza. Jest jedną z tych pozycji, których nie chce się odkładać, których nie chce się kończyć, ponieważ ostatnie strony sprawiają, że nie wie się, co dalej robić ze swoim życiem. Klimat, jaki tworzy autor, przyciąga, wciąga, zupełnie pochłania. Do tego autor ma poczucie humoru, które idealnie trafia w mój gust. Z wyczuciem.
Jeśli macie ochotę na klimatyczną, lekką, wciągającą, ale i skłaniającą do refleksji historię, to sięgnijcie po „Legendy i latte”.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Insignis.