Ostatnio jestem na etapie nadrabiania zaległości i dokańczania książkowych cykli, które w bliższej lub dalszej przeszłości rozpoczęłam i przerwałam w oczekiwaniu na pojawienie się kolejnego tomu. Zazwyczaj tak się potem dzieje, że na półce czekają nawet po dwie albo trzy części danej serii, które zdążyły się już pojawić w księgarniach, a na które ja nie znalazłam czasu.
"Pensjonat samotnych serc" Zofii Ossowskiej czytałam zaraz po premierze w lipcu 2020 roku i aż trudno było mi uwierzyć, że od tego czasu minęły już prawie trzy lata. Zadziwiające jest to, że wizytę w Borówkach, w wyjątkowym pensjonacie nad Mamrami dobrze zapamiętałam i tym chętniej powróciłam tam ponownie. Z przyjemnością sięgnęłam więc po drugą powieść tego cyklu zatytułowaną "Miłość w pensjonacie samotnych serc".
Gościnna i serdeczna Wiesia nadal prowadzi swój wyjątkowy pensjonat, gdzie znajdą schronienie osoby poturbowane przez los, które potrzebują pewnej szczególnej rekonwalescencji. Wciąż gospodynię otaczają przemili goście, a właściwie oddani przyjaciele. Bo musicie wiedzieć, że ten, kto trafi do pensjonatu staje się niemal członkiem tej szczególnej patchworkowej rodziny. Warto nadmienić, że o Borówkach nie znajdziecie informacji ani w internecie, ani w gazecie, ani też w żadnych mediach. Tu trafiają tylko ludzie z polecenia i trzeba przyznać, że ów marketing szeptany spełnia bardzo dobrze swoją rolę.
W pensjonacie schronienie znalazła Matylda Jaśmin, po tym jak uciekła od męża psychopaty. Namiary na to miejsce otrzymała od swojej szefowej Klary, która także jest częstym gościem w Borówkach. Tutaj też próbuje powrócić do równowagi po traumatycznych przeżyciach Artur - syn Wiesi, dla którego Matylda staje się bliską sercu osobą. W pensjonacie pojawiają się też nowe osoby jak Filip - pierwsza miłość Matyldy. Dziś jest samotnym ojcem jedenastoletniej Amelki. Mężczyzna nie może pogodzić się z bolesną stratą, próbuje zapomnieć i leczy smutki w alkoholu. Takie działanie nieuchronnie prowadzi go do zguby. Jedyną szansą na stawienie czoła tragicznej przeszłości i wyzwolenie się ze szpon nałogu jest pobyt w pensjonacie nad Mamrami. Bywalczynią tego wyjątkowego miejsca jest też niezwykle oryginalna i nadzwyczaj bezceremonialna Józefa Humorek - sąsiadka z Borówek, dzięki której wpadamy w krąg zaskakujących zdarzeń, a uśmiech nie schodzi nam z twarzy.
"Miłość w pensjonacie samotnych serc" to niezwykle pozytywna opowieść, dzięki której czujemy się zdeterminowani do działania, gotowi na zmiany i przekonani, że chcieć oznacza móc. I choć problemy z jakimi borykają się bohaterowie są raczej ciężkiego kalibru, to magia pensjonatu i mieszkających w nim ludzi działa relaksująco i wlewa w serca nadzieję na nowy, lepszy początek.
Już od pierwszych stron po prostu zatonęłam w powieściowej fabule i zrobiłam sobie kilkugodzinne wakacje od rzeczywistości. Książkę czyta się błyskawicznie, a interesujące wrażenia i cała gama emocji towarzyszy nam podczas całej lektury. A gdy już doczytamy książkę do końca, to ogarnia nas ochota na pakowanie bagażu i wyjazd na Mazury. Powieść Zofii Ossowskiej jest więc fantastyczną formą promocji tego przepięknego regionu naszego kraju.
W książce mamy też wzmianki o Tatrach i Zakopanem, bo stamtąd właśnie przybywa Filip z Amelką, a także znad Bałtyku, gdzie spędzają romantyczny weekend Matylda z Arturem. Jak widać autorka zadbała byśmy mieli w tej jednej powieści, niczym w pigułce morze, góry i... przede wszystkim Mazury. Moim zdaniem był to rewelacyjny pomysł.
Bardzo się cieszę, że autorka zrezygnowała ze sztucznego podziału książki na części.. Całość jest nadal bardzo spójna, klarowna i czytelna. Matylda częściej jest po prostu Matyldą, czy Mati, a nie Jaśminem, tak jak to było w części pierwszej. Pamiętam, że drażniło mnie wówczas zbyt częste nazywanie bohaterów samymi nazwiskami. Małe zastrzeżenie jedynie do wątku Filipa, który otrzymał wsparcie od Wiesi i Matyldy, a potem miałam wrażenie, że jego problem zszedł na dalszy plan, urwał się, pozostał w zawieszeniu. Mam w tej kwestii pewien niedosyt.
Warto przenieść się na jeden - dwa wieczory do Borówek by poddać się osobliwemu testowi na szarlotkę, albo po prostu przyjemnie spędzić czas w otoczeniu pięknej przyrody, sympatycznych ludzi i słodkich zwierzaków. Taki pobyt na pewno będzie udany. A pani Zofia szykuje dla nas już kolejną odsłonę pensjonatu samotnych serc. Zapewniam, że jest na co czekać!