Sylvain Tesson "Lato z Rimbaudem", przełożyła Agata Kozak,
Sylvain Tesson, którego znam z czytanego już jakiś czas temu "Ducha śniegów", literackiej relacji opisującej podróżniczą drogę wypełnioną poszukiwaniami niezwykle rzadkiej i świetnie ukrywającej się przed ludzkim okiem pantery śnieżnej, tym razem wyrusza ścieżkami, jakie w drugiej połowie XIX wieku pokonywał młodziutki i pełen nadziei na zaistnienie w literackim świecie Artur Rimbaud.
Przedmiotem rozważań autora nie będzie jednak wyprawa sensu stricto (choć rzeczywiscie wyruszy z przyjacielem na cztery dni), podczas której mógłby opisać, w jaki sposób pokonał setki kilometrów, czy podróżowal w strugach deszczu bądź niemiłosiernym upale?, a może odcisnął stopy?, a pełen pasji eseistyczny tekst dotyczący krótkiego, ale jakże intensywnego życia, poety wyklętego, którego twórczość rozlała się po świecie dopiero jakis czas po jego śmierci. Któż z nas nie pamięta Artura Rimbauda z czasów licealnych, kiedy tak jak niegdyś on sam, wyruszaliśmy na pokładzie "statku pijanego" w stronę tego nieznanego, ale jakże ciekawie zapowiadającego się życia, by chłonąć jego choćby najdrobniejszą chwilę.
Sylvain Tesson nie zdradzi jednak wszystkich szczegółów dotyczących życiorysu poety, choć pisze o nim sporo, nie ma też potrzeby ani zamiaru ubierać się w szaty krytyka literackiego. On po prostu pisze o Arturze jakby ten był jego najlepszym, od dawna niewidzianym kumplem, który kiedyś zniknął z horyzontu, by po jakimś czasie niespodziewanie się pojawić i któremu, w związku z tym, warto dodać skrzydeł. Chciałby przypomnieć o nim tym, którzy być może już dawno zapomnieli przepełnionego pasją, literackim talentem i dojrzałego życiowo młokosa.
I nawet jeśli patronujące poezji i liryce muzy nie są moimi ulubionymi, wspomnienie postaci Artura Rimbauda z lat szkolnych, a także pełen pasji i entuzjazmu sposób pisania o nim przez autora spowodowały, że ta krótka podróż, co krok przerywana licznymi cytatami pochodzącymi z twórczości tego francuskiego poety, obudziły we mnie dawne licealne czasy.
"Szeroką dziurę miały me jedyne portki,
W drodze, pędrak - marzyciel, układałem wiersze,
Na Wielkiej Niedźwiedzicy miałem swą oberżę,
A od mych gwiazd na niebie płynął szelest słodki."