To niezwykła książka. Zawiera w sobie wszystko, co dobra powieść mieć powinna: interesującą, wciągającą fabułę, świetny styl i doskonały język.
O tym, że Kristin Harmel jest świetną pisarką, słyszałam niejednokrotnie i ze wstydem przyznaję, że choć mam kilka jej książek w swoim książkowym zbiorze, do tej pory nie zapoznałam się z żadną. Cenię autorów, którzy przed napisaniem powieści, prowadzą gruntowne badania i przygotowują się pod kątem merytorycznym. Szczególnie istotne jest to w sytuacji, gdy akcja książki opiera się na prawdziwych wydarzeniach. Oddanie realizmu, nawet tej najbrutalniejszej prawdy dodaje książce autentyczności, powagi i wzbudza dodatkowo szacunek w czytelniku. Czas poświęcony na zdobywanie informacji to również oznaka uszanowania pamięci o bohaterach, którzy w trudnych czasach walczyli o wolność i ratowanie nie tylko swojego życia.
Kim jest Yona? A może Inga? Odpowiedzi na to pytanie bohaterka poszukiwała przez cały czas. Porwana jako dwuletnie dziecko przez Jeruszę, wychowana w puszczy, przeszkolona, by przetrwać w najtrudniejszych warunkach. Poznała sposoby, by stać się niewidzialną w pierwotnym zamyśle po to, by ratować własne życie, a w efekcie stała się niezbędną przewodniczką w walce o przetrwanie wielu ludzkich istnień.
Co sprawiło, że ta książka w moich oczach uzyskała status niezwykłej? Połączenie wojennej, skrajnie trudnej rzeczywistości z odrobiną magii, przeplecione wiedzą tajemną szeptuch, nieco szamańskich umiejętności i surwiwalowych metod życia w lesie, sprawiło, że „Las znikających gwiazd” od pierwszej strony pochłonął mnie całkowicie. Książka nie jest objętościowo mała, liczy prawie czterysta stron, a ja pochłonęłam ją w dwa, niecałe wieczory.
Dosłownie wnika się w treść i umysły bohaterów, odczuwa się ich emocje. Czy to strach, czy wzruszenie, a nawet nienawiść do oprawców, o których bezwzględności historia często i głośno przypomina.
Nie ma w książce przeskoków czasowych, które ostatnio są dość popularne w literaturze historyczno-obyczajowej. W tej książce historia płynie, dorasta wraz z Yoną i staje się razem z główną bohaterką coraz bardziej świadoma.
To opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, ćwiczeniu charakteru i stawianiu czoła przeciwnościom losu będąc jednocześnie w zgodzie z własnym sumieniem.
Bohaterowie to cała paleta charakterologicznych barw. Okazuje się, że nie każdy jest taki oczywisty. Autorka świetnie pokazała temperamenty, z którymi raczej każdy z nas już w życiu się spotkał. Nie będę wyjątkowa mówiąc, że najbardziej polubiłam Yonę. Nie wiem, czy da się w ogóle mieć negatywne emocje w stosunku do tej dziewczyny. Skrajnie szczera i prostolinijna, kierująca się sercem, a jednocześnie pełna wątpliwości do własnej osoby. Skąd niby miała nabrać obycia, czy poznać jak lawirować w społecznych relacjach. Żyjąc w lesie, za jedyne towarzystwo mając jedynie gderliwą staruszkę i leśną faunę i florę, nie miała możliwości stać się twardą i bezwzględną osobą.
Szczególnie ujął mnie wątek motywów Jeruszy, które skłoniły ją do porwania dwuletniej Ingi. To właśnie te wiedźmie umiejętności staruszki sprawiły, że powieść nabrała szczególnego wymiaru. Ta bezbrzeżna wiara w intuicję, posiadanie jakby wewnętrznego oka, które widzi więcej niż inni i wie, co zdarzy się w przyszłości, sprawiło, że cała koncepcja powieści stała się unikatowa.
Z przyjemnością wystawiam ocenę najwyższą i zachęcam Was do czytania tej powieści. To wyjątkowa lektura.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl. Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za udostępnienie egzemplarza do recenzji.