Po powieść Holdstocka sięgnęłam w ciemno - nie słyszałam wcześniej o autorze (wiem, trochę wstyd), a nazwa lasu - Ryhope - skojarzyła mi się w pierwszej chwili z czymś typowo lovecraftowskim. I to chyba przeważyło szalę i przesądziło o spontanicznym kupnie książki.
Oczywiście, w ,,Lesie ożywionego mitu'' ostatecznie nie znalazłam nic lovecraftowskiego, ale może to i dobrze. Bo samo Ryhope okazało się miejscem na tyle specyficznym i przerażającym, że nie można o nim szybko zapomnieć. Nie jest to bowiem zwykły las - to miejsce wymykające się ludzkiemu poznaniu, kawałek świata, który przywołuje do życia istoty mityczne, żyjące w opowieściach i legendach.
Ale nie każdy jest w stanie obudzić mitotwory.
Nie każdy jest w stanie je zobaczyć.
Nie każdy może się z nimi porozumieć.
A gdy ktoś się w jednym z nich zakocha...
W pewnym sensie ,,Las ożywionego mitu'' jest historią miłosnego czworokąta - oto bowiem ojciec i dwóch synów związuje się emocjonalnie (i nie tylko) z jedną kobietą, z Guiwenneth, rudowłosą dziewczyną z lasu. Z córką legendarnego woja, z wychowanicą Jaghut - wojowników-ptaków. Z dziewczyną dziką, nieokiełznaną, a jednocześnie wrażliwą i kochającą. Z piękną kobietą, której miłość zawsze ocienia przeczucie nadchodzącego nieszczęścia.
Guiwenneth jednak nie jest jedną i tą samą osobą - za każdym razem jest inna. I to dosłownie. Bo za każdym razem powstaje-zmartwychwstaje jako mitotwór przywołany przez umysł George'a, Chrisa albo Stevena.
,,Las ożywionego mitu'' jest też historią o historii - o tym w jaki sposób tworzy się ludzka świadomość, co w niej żyje, co w niej umiera. W jaki sposób przekazywane są legendy i podania, jak długo żyją ich bohaterowie, jak się zmieniają, kim są, jakie przybierają postacie... Na szczególną uwagę zasługuje w tym kontekście postać opowiadającej życie, która swoje historie zawsze snuła z zamkniętymi oczami, w ciszy, po to, żeby nie widzieć i nie słyszeć tego jak wpływają one na jej słuchaczy. Żeby nie zmieniać pod ich wpływem swoich opowieści - nie dodawać nic do nich i nic z nich nie ujmować.
Jest też opowieść Holdstocka historią bardzo konsekwentną i przez to przerażającą. Ani Chris, ani Steven nie mogą uciec od swojego losu. Nie mogą porzucić roli, którą wyznaczyła dla nich opowieść. Wtapiają się w mit, stają się jego częścią, są aktorami, którzy od początku do końca muszą odegrać to, co zostało im przeznaczone. I nawet, gdy próbują postąpić inaczej Ryhope znajduje sposób, żeby wszystko wyprostować i uczynić takim, jakie powinno być. Od zawsze. I na zawsze.
,,Las ożywionego mitu'' nie jest jednak książką dla każdego - to historia, która rozwija się bardzo powoli i w której znaczenie mają umykające uwadze detale. Przyda się też czytelnikowi znajomość mitologii celtyckiej - chociażby pobieżna. Dzięki temu będzie można czerpać więcej przyjemności z lektury.