Od pewnego czasu na półkach wielu księgarni zobaczyć można „Kwiaty na poddaszu”, wydane w lutym bieżącego roku w nakładzie wydawnictwa Świat Książki. Jednak nie wszyscy wiedzą, że pozycja ta swoją premierę miała ponad ćwierć wieku temu, w 1979 roku, a nawet doczekała się ekranizacji (swoją drogą fatalnej). „Kwiaty na poddaszu” to pierwsza część serii opowiadającej tajemnice rodzinne Dollanganger’ów, a ze wszelkich opinii dowiedzieć się można, że jednocześnie najlepsza z nich. Po książkę sięgnęłam właśnie ze względu na pozytywne recenzje oraz kontrowersyjną tematykę.
„Coraz częściej myślę o nas jako o kwiatach na poddaszu. [..] Narodzeni w jasnych barwach, ciemniejących z każdym dniem długiego, ponurego, męczącego, koszmarnego czasu który spędziliśmy jako więźniowie nadziei i ofiary zachłanności”.
Historia opowiedziana zostaje z perspektywy Cathy – utalentowanej i ślicznej nastolatki, córki Corrine i Chrisa Dollanganger’ów. Ich nieprzeciętna uroda wywołuje zazdrość wśród znajomych i sąsiadów, a z powodu uderzającego podobieństwa Corrine i Chrisa, wielu twierdzi, że wyglądają bardziej jak rodzeństwo niż małżeństwo. I nawet nie wiedzą jak wiele w tym prawdy… Szczęśliwe i ułożone życie zostaje wystawione na próbę kiedy w wypadku samochodowym ginie głowa rodziny, ukochany mąż i ojciec czwórki dzieci. Sytuacja zmusza Corrine, aby jako przysłowiowa córka marnotrawna powróciła w rodzinne strony i na nowo wkupiła się w łaski ojca. Jednak aby powtórnie mogła zostać wpisana do testamentu i zostać spadkobierczynią ogromnego majątku rodzinnego musi udawać, że nie ma dzieci. I tutaj zaczyna się cała historia – Cathy, Chris, Cory i Carrie w tajemnicy przed dziadkiem zostają zamknięci na poddaszu, które staje się ich więzieniem na kilka lat. Jako pomioty szatana, zrodzone z kazirodczego związku rodziców pozbawione są babcinej miłości czy nawet zwykłej, ludzkiej życzliwości. Każdy dzień jest dla nich walką o przetrwanie, a czytelnik wraz z nimi uczy się doceniać małe radości. Przez lata żyją w zamknięciu niepewne swojej przyszłości,, a oczekiwany moment ujawnienia ich obecności jest odwlekany na bliżej nieokreślone „później” …
Narratorką w powieści jest Cathy, która już jako dorosła kobieta opowiada historię, którą przeżyła wraz z rodzeństwem. Posługuje się prostym, zrozumiałym językiem, co powoduje, że książkę czyta się błyskawicznie. Wystarczy kilka godzin i pierwszą część serii o rodzinie Dollanganger’ów mamy za sobą. Sposób w jaki autorka wykreowała głównych bohaterów bardzo trafił w moje gusta. Zamknięci w jednym pokoju, lepiej poznają siebie nawzajem, nawiązują bliskie relacje, a dzięki temu i czytelnik czuje, jakby doskonale znał rodzeństwo nie tylko z kart „Kwiatów na poddaszu”.
Choć w całej historii dopatrzyć się można wielu naciąganych sytuacji, to nie jestem pierwszą i zapewne nie ostatnią osobą, która od książki nie mogła się oderwać. Bo, moi drodzy, „Kwiaty na poddaszu” wciągają od pierwszej do ostatniej strony , a czytelnik przez wszystkie rozdziały kibicuje rodzeństwu Dollanganger, aby w końcu udało im się wydostać z więzienia, w którym zostali zamknięci. Dojrzałość pary nastolatków, którzy potrafili zaopiekować się młodszym rodzeństwem i zastąpić im rodziców urzeka i daje wiele do myślenia.
„Kwiaty na poddaszu” to doskonała i wciągająca powieść z interesującą fabułą, pełna dramatycznych i poruszających momentów, a także kontrowersyjnych wątków. Z czystym sumieniem polecam książkę wszystkim i jestem niemal pewna, że gros z Was, podobnie jak ja, nie będzie mogło się od powieści oderwać. „Kwiaty..” przeczytałam dzięki zbiorom biblioteki miejskiej, ale nie miałabym nic przeciwko, gdyby zakwitły na mojej półce. Nie mogę się doczekać lektury pozostałych części serii!
„Może zakochani wcale nie powinni patrzeć na ziemię? Ziemia oznacza rzeczywistość, a rzeczywistość frustracje, nieprzewidziane choroby, śmierć, morderstwa i wszelkie inne tragedie. Kochankowie powinni patrzeć w niebo, bo tylko tam ich piękne złudzenia nie mogą być podeptane.”