Szczęśliwe życie czwórki rodzeństwa Dallangangerów - Chrisa, Cathy oraz bliźniąt - Carrie i Cory’ego zostaje przerwane w momencie tragicznej śmierci ich ojca. Osierocone dzieci i ich matka- Corrine zostają praktycznie bez środków do życia. W zaistniałej sytuacji kobieta postanawia wyznać dzieciom pewien sekret. Okazuje się, że pochodzi z bardzo bogatej rodziny, niestety poślubiła nieodpowiedniego mężczyznę, przez co rodzicie ją wydziedziczyli i zerwali z nią wszelkie kontakty. Corrine jest zdecydowana błagać rodziców o wybaczenie, problem jednak stanowią dzieci, o których istnieniu nie ma pojęcia jej ojciec. W tajemnicy przed dziadkiem rodzeństwo zostaje umieszczone na poddaszu i ma tam zostać aż do czasu, kiedy Corrine wkupi się na powrót w łaski umierającego ojca i przygotuje go na spotkanie z wnukami. Kobieta liczy oczywiście także na to, że zostanie znów wpisana do testamentu, jako jedyna dziedziczka rodzinnej fortuny. Zapewni tym samym nie tylko sobie, ale i dzieciom dostatnie i szczęśliwe życie.
Pobyt rodzeństwa na poddaszu wydłuża się w nieskończoność. Dni zamieniają się w tygodnie, te z kolei w miesiące i dzieci powoli tracą nadzieję, że kiedykolwiek jeszcze wyjdą na świeże powietrze. Matka, która początkowo odwiedzała ich codziennie, przychodzi coraz rzadziej. Chris, Cathy i bliźniaki zdane są w tym czasie na łaskę swojej okrutnej babci. Zastanawiają się, czy kiedykolwiek opuszczą znienawidzone poddasze, czy wyjdą na świeże powietrze i poczują na skórze ciepły dotyk słońca? Odizolowane od świata zewnętrznego coraz bardziej podupadają na zdrowiu, tracą zaufanie do matki i zdają sobie sprawę, że tak naprawdę mogą liczyć tylko na siebie. Czy los okaże się dla nich w końcu łaskawy?
Kwiaty na poddaszu to książka, o której jakiś czas temu było dosyć głośno. Zbierała raczej same pozytywne opinie i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu uda mi się ja przeczytać. Teraz, kiedy jestem świeżo po lekturze, mam bardzo mieszane odczucia. Przez pierwszą połowę książki ciężko było mi przebrnąć. Akcja była mało wciągająca, miejscami wręcz nużąca. Wiele do życzenia pozostawia język, jakim posługuje się autorka. Fabuła wydaje się dosyć nierzeczywista, postacie papierowe i mało wiarygodne. Szczególnie drażnił mnie Chris, chociaż Cathy też nie mogę zaliczyć do moich ulubionych bohaterek. W całej powieści były też fragmenty, które wzbudzały mój niesmak. Wydaje mi się, że można było je pominąć, a skupić się na zupełnie innych problemach. Jak widać książka ma wiele wad, mimo wszystko oceniam ją jako w miarę dobrą i chyba nawet sięgnę po kontynuację. Dlaczego? Jestem po prostu ciekawa jak potoczą się dalsze losy rodzeństwa Dallangangerów. I to jest chyba największa zaleta tej powieści - chociaż chciałoby się ją odłożyć i dalej nie czytać, to jednak coś kusi żeby dotrwać do końca.