Kiedy jeszcze bywałam na instagramie, wkręciłam się mocno w blogi promujące słowiańskość. I tak odkryłam Anię Jurewicz - konkretną i sympatyczną osobę, która tak się składa: napisała swoją własna trylogię. A że rzecz miała się dziać na uniwersytecie Łysogórskim, gdzie uczą magii... po prostu wiedziałam że w połączeniu z osobowością autorki (która, byłam pewna, zostanie przelana na papier), to musi zadziałać, a ja muszę to przeczytać!
Historia głównej bohaterki, Róży Świętojańskiej, to głównie - a przynajmniej tak do połowy książki - studenckie dylematy, które przypomniały mi moje własne lata uczelniane. Stało się! Polubiłam Różę i jej wieczne utyskiwanie, jej kąśliwy humor, jej charakter i jej niegrzeczne włosy, które żyją własnym życiem. O tak, Róża nie byłaby sobą, gdyby jej włosy nie kradły ludziom ołówków czy nie przechowywały kawałków czekoladowego mikołaja w swoich splotach. Róża to dziewczyna, którą moglibyśmy spotkać w autobusie. Na stołówce. I w lesie, szukającej run słowiańskich. Bo nawet jeśli Róża jest studentką, to wciąż jest czarownicą, dążącą do odkrycia pewnych niecnych sekretów.
Ale ale! To nie jest książka jedynie o życiu studenckim. To przepiękna powieść o poszukiwaniu samego siebie, o życiu którego moglibyśmy mieć, gdyby nie nasze wybory, o magii, tak o magii, która oplata nas niczym złota nić. I o julkach, które kochają ziemniaki. To historia napisana przez psycholożkę, więc możecie być pewni, że postacie będą realistyczne, ich reakcje naturalne, a ich psychika dogłębnie splądrowana.
Zazwyczaj nie tykam historii miłosnych, ale powolne tempo akcji "Sub Rosy" wyciskające z moich wspomnień to co najlepsze tak ujęło moje serce, a wątek uczuciowy, ten główny, tak wpasował się w główną intrygę, że nie mogłam znienawidzić autorki za umieszczenie tak rozbudowanej miłosnej intrygi. Bo że jest to intryga, nie śmieć wątpić - wszystko tak się zamieszało przez to, że magia wybrała. Ta sercowa także.
I jeszcze humor! Jest taki swojski, otwarty i naturalny. Róża ma cięty język, ciętą osobowość i jest nieznośnie wręcz swojska. Tak, jakbym czytała o jednej z moich koleżanek... lub nawet o sobie, nawet, jeśli nie jestem podobna do Świętojańskiej ani z wyglądu, ani a charakteru.
Zgrzyty występują jedynie przy stosunku Róży do siebie samej. Autorka, z tego co wiem i zaobserwowałam, jest osobą ciałopozytywną, bardzo często wypowiada się na tematy samoakceptacji i szacunku do własnego ciała i samych siebie. Zastanawiałam się przez cały czas, dlaczego Róża także taka nie jest. Może zmieni się to w kolejnej części, ale tutaj brak akceptacji Róży dla własnej tuszy raził trochę - chciałabym poczytać o bohaterce, która nie wstydzi się swoich kształtów. Po co tworzyć bohaterkę plus, jeśli nie daje jej się oręża do walki ze stereotypami?
Myślę, że powieść może spodobać się zwłaszcza studentom. Zwolennikom dobrze napisanych postaci i powolnego rozwoju wydarzeń. Fanom powieści obyczajowych (bo "Sub Rosa" to w zasadzie powieść obyczajowa z domieszką magii). Osobom, które kochają nieoczywiste i wgniatające w fotel zakończenia (Ania Jurewicz naprawdę zabełtała noc z krwią i wyszła mieszanka wybuchowa). "Sub Rosa" to powolne dążenie do poznania swojego wewnętrznego "ja", które ma szansę oczarować - i nie potrzebuje do tego różdżki.