Od momentu skończenia przeze mnie Mentalisty, czyli pierwszej części przygód Miny Dabiri i Vincenta Waldera do sięgnięcia po kontynuację nie minęło za dużo czasu. Tak naprawdę, po Kult postanowiłam sięgnąć już następnego dnia, bo tak bardzo nie mogłam doczekać się powrotu do tych bohaterów. Jednak czy kolejna sprawa okazała się tak samo mocno angażująca, co poprzednia? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w tej recenzji.
Vincent i Mina nie rozmawiali ze sobą od przeszło dwóch lat. W ciągu tego czasu dość sporo się zmieniło, choć jedno pozostało takie samo – niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku, a źli ludzie nie spoczną, dopóki nie popełnią kolejnych czynów surowo karanych. Pewnego dnia z jednego z miejskich przedszkoli znika kilkuletni chłopiec. Po upływie kilku dni zostają odnalezione jego zwłoki. Policjanci szybko dochodzą do wniosku, że sprawa może mieć coś wspólnego z poprzednimi zdarzeniami, gdy śmierć poniosły inne dzieci. Czy to tylko przypadek, czy też może robota seryjnego zabójcy? Mina ponownie zwraca się o pomoc do słynnego mentalisty. Jednak w najśmielszych wyobrażeniach nie pomyśleliby, że to, co odkryją, może całkowicie zmienić ich życie.
Kiedy zaczęłam lekturę tej pozycji, moje myśli wciąż uparcie skręcały w stronę poprzedniej części. No nie potrafiłam zapomnieć o tamtej sprawie i zaczęłam obawiać się tego, że w końcu nie będę mogła wciągnąć się w nową historię. Moje obawy były uzasadnione, ponieważ sam początek Kultu nie do końca mnie zaciekawił i zdecydowanie nie zaangażował mnie na tyle, bym również nie mogła o nim zapomnieć. Na całe szczęście jednak z czasem moje myśli zaczęły krążyć wokół nowej sprawy, a ja całkowicie skupiłam się właśnie na niej.
O głównych bohaterach za dużo nie napiszę, ponieważ nie zmienili się oni za bardzo od akcji z pierwszego tomu. Jedynie Mina mam wrażenie, że stała się odważniejsza i śmielej opowiadała o swoim życiu, co muszę docenić. Na uwagę zasługuje również jeden z bohaterów pobocznych, Ruben, który naprawdę mnie zaskoczył. Przekonana byłam, że ta postać się w ogóle nie zmieni i już cały czas będzie kreowana na macho, który zaliczył nie wiadomo ile kobiet i który jednocześnie nie bardzo ma do nich szacunek. W tej książce zobaczyłam w nim innego człowieka, choć nie wszystkie wady udało się z niego, że tak powiem, wyplenić. Doceniam chęć jego zmiany i mam nadzieję, że w kolejnej części będzie jeszcze lepiej.
Tematyka dziecięca - w kontekście ich porwania, śmierci czy też rzeczy równie strasznych zawsze mnie porusza i choć jednocześnie ciężko czyta mi się takie książki, to z drugiej strony zawsze mam nadzieję na sprawiedliwość względem tej strasznej osoby, która dopuściła się tych strasznych rzeczy. Czytanie Kultu było dla mnie niezwykle ciekawym doświadczeniem, ale gdzieś z tyłu głowy miałam taki smutek, który spowodowany był właśnie cierpieniem najmłodszych. W tej pozycji autorzy postanowili wpleść także tematykę sekt (nie tylko religijnych), co dodało tej powieści tylko takiej powagi – podczas poznawania kolejnych sytuacji wiedziałam, że cała sprawa jest okrutnie poważna i w żadnym wypadku nie mogę przegapić żadnego fragmentu.
Autorzy mają bardzo dobre pióro, a obecność Henrika Fexeusa przy pisaniu zarówno tej, jak i poprzedniej książki zdecydowanie była nieoceniona. W końcu mężczyzna ten sam jest mentalistą, więc doskonale wie, o czym pisze w kontekście Vincenta. Camillą zachwycałam się ostatnio, więc tym razem przyda się mała chwila chwały i dla drugiego autora, prawda? 😉
Kult to bardzo dobra kontynuacja, która również dostarczyła mi ogromnej satysfakcji z czytanej treści. Zakończenie okazało się słodko-gorzkie, co zazwyczaj bardzo lubię w powieściach (w końcu samo życie też takie jest), tutaj jednak uderzyło mnie ono w sposób dość szczególny. Uważam jednak, że zdecydowanie warto poznać obie te książki i dać się porwać Minie, Vincentowi i kolejnym niepokojącym sprawom kryminalnym. Jeśli lubicie tego typu powieści, to koniecznie zainteresujcie się Mentalistą i Kultem.