Sam niewiele podróżowałem, mój „dorobek” wyjazdowy ogranicza się prawie wyłącznie do Polski. Zdarzyło mi się jednak przeczytać trochę książek podróżniczych, choć nie jestem może jakimś wielkim ekspertem. Czytałem sporo Fiedlera i Cejrowskiego, na półce stoi też Kinga Choszcz, Basia Meder i Jacek Pałkiewicz, więc trochę tego było. Zachęcony dobrymi recenzjami zacząłem szukać książki Tomka Michniewicza, nie chciałem jednak tracić pieniędzy gdyby okazała sie niewypałem. Próbowałem wymienić, albo tanio kupić, ale nie udawało się. W końcu na pomoc przyszła biblioteka. Okazało się, że w mojej ulubionej filii leży sobie i czeka na mnie grzecznie „Samsara, Na drogach, których nie ma”.
Michniewicz opisuje w książce swoją wyprawę do Azji południowo-wschodniej, odwiedza Indie, Nepal, Laos, Wietnam, Singapur i chyba jeszcze coś pomiędzy :) . W związku z tym, że nie jest to turystyka zorganizowana, to jakaś granica po drodze mogła mu umknąć. W drodze towarzyszą mu kolejno dwaj koledzy Adam i Kaczor, a wyjazd kończy z Marianną, która ponoć niezależnie od sytuacji potrafi wyglądać znakomicie, sądząc po zdjęciach Michniewicz może mieć w tej sprawie rację :)
Po dotarciu do Nepalu panowie Tomek i Adam rozpoczynający wyprawę decydują się na poszukiwanie prawdziwych „czarodziejów”, ludzi którzy potrafią lewitować, chodzić po rozżarzonych węglach czy bez krwi przebijać sobie policzki. Poszukiwania te są tylko pretekstem do wyprawy najpierw przez Indie, a później przez kolejne azjatyckie kraje, do odkrywania coraz to nowych magicznych miejsc. W pewnym momencie Adama „podmienia” Kaczor, ale cel nadal pozostaje ten sam, nadal jest ciekawie i egzotycznie Ogromną zaletą książki jest to, że autor nie lukruje swojej opowieści. Czasem jest ciężko, czasem jest strach, ale zawsze warto przeć dalej. Można spotkać się z przedziwnym jedzeniem, z problemami żołądkowymi, z wodą z miąższu bananowca. Czasem udaje się przejechać w 20 osób 6 osobowym jeep’en, ale czasem trzeba zawrócić 120 kilometrów aby złapać okazję.
Elementem książki, który chyba wywarły na mnie największe wrażenie jest zwrócenie przez Michniewicza uwagi na to jak turystyka potrafi negatywnie wpływać na odwiedzane przez niego kraje. Większość książek podróżniczych omija ten temat dalekim łukiem. Autorzy piszą o tym co ich spotkało, czasem wspominają, że odwiedzany kraj już nie jest taki jak kiedyś. Nikt nie pisze o bitych i maltretowanych słoniach, o tym, że tygrysie świątynie to wielka ściema, a wszystkie kraje regionu są okradane przez przemytników dzieł sztuki.
Druga rzecz, która zwróciła również moją uwagę, to nad podziw racjonalne podejście autora do podróżowania. Zwraca uwagę, że takie wyjazdy mogą zbytnio oderwać człowieka od rzeczywistości. Trzeba mocno uważać, żeby nie przesadzić, nie zatracić się i nie zapominać o przyszłości. Jeśli podróżnik za bardzo skupi się na swoich wyprawach w pewnym momencie może nie mieć gdzie wrócić. A chyba warto mieć takie miejsce, gdzie ktoś na nas czeka.
Najważniejsze jest jednak to, że czyta się to wszystko znakomicie, język i opowieść są bardzo barwne i ciekawe. Ponadto całość w odróżnieniu od opowieści niektórych naszych podróżników wypada wiarygodnie i prawdziwie. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się zdobyć drugą książkę Michniewicza, poszukania w bibliotekach i serwisach wymiany już trwają :)