Graham Masterton kojarzy się głównie z literaturą grozy, jednak „Ikon” to inny rodzaj powieści – thriller polityczny. Już widzę wasze skrzywione miny: „Polityka to nie moja bajka”. Spójrzmy na to w inny sposób. Za kulisami decyzji na najwyższych szczeblach poszukamy sensacji, a dobry pisarz może z nich stworzyć porywająca historię.
W „Ikonie” Graham Masterton podejmuje temat „zimnej wojny”, rozbrojenia i utrzymania równowagi sił na linii USA-ZSRR. Właściwie książka ma trzy wątki, które z postępem fabuły zaczynają się splatać.
Zamordowanie wdowy po majorze Air Force. Wokół kobiety narastają teorie spiskowe na temat kryzysu kubańskiego i śmierci Marlin Monroe.
W kolejnym wątku przewodzi właściciel niewielkiej restauracji, Daniel. Kiedy dowiaduje się, że jego przyjaciel – pilot – ginie w podejrzanych okolicznościach zaczyna węszyć.
W końcu sprawa sekretarza stanu, który nie zgadza się z prowadzoną przez prezydenta polityką w kwestii rozbrojenia.
Powieść jest pełna akcji chociaż momentami miałam ochotę krzyknąć: Do brzegu, Panie Masterton!”. Mnie dość długo nudził wątek Daniela. Miałam wrażenie, że czytam o nieważnych rzeczach, np. „kizia mizia” z nową dziewczyną czy byłej żonie, zamiast o istocie tej historii. Generalnie musicie być przygotowani na dawkę erotyzmu „od czapy”. Ten pisarz tak ma. W książce znajdzie krótkie bluzeczki, obcisłe spodenki, kilka pikantnych scen, a i goliznę bez pikanterii. Na chwilę się zatrzymam, bo chciałam się z wami podzielić cytatem. Sytuacja wygląda tak, że kobieta jest torturowana. „(…) rozsunął jej wargi sromowe i trzymał już jaszczurkę tak blisko, że ruchliwy czarny języczek co chwilę dotykał różowości dziewczyny.”[1] LUDZIE! Cała groza tej sceny momentalnie wyparowała. RÓŻOWOŚCI?! O różowościach to można sobie pod kołdrą szeptać, a tu rozgrywa się stawka o czyjeś życie.
Postacie to najsłabszy element powieści. Moim zdaniem na uwagę zasługuje wyłącznie Titus Alexander, sekretarz stanu. To jest facet z przysłowiowymi jajami. Ma zdecydowane poglądy i jest bezwzględny w działaniu. Wątek, który rozwija się wokół niego najbardziej mi się podoba. Reszta bohaterów po prostu jest. Pokornie grają role, które wyznaczył im pisarz. Nie idzie im źle, ale raczej na Oscara nie zapracują.
Na prawdę fajnie zaczyna się robić, kiedy autor zaczyna odsłaniać karty. Dla mnie kierunek w jakim potoczyła się powieść był dużym zaskoczeniem. „Ikona” przeczytałam i odłożyłam na półkę, ale pytania o to, kto kim manipuluje, kto sprawuje władzę nad światem zostały. Zapewne samo zadanie ich nie jest specjalnie nowatorskie, ale scenariusz Grahama Mastertona niewątpliwie jest ciekawy.
Pomyślałam sobie, że pisarzom, którzy mają ugruntowaną pozycję wiele się wybacza. Gdyby autorem tej powieści była nieznana mi osoba pewnie właśnie rozwodziłabym się po co opisano włosy łonowe wszystkich żeńskich bohaterek, a skwitowałam to jedynie: „Masterton tak ma”. I chyba właśnie dlatego, że to on jest jej autorem, książka mi się spodobała. Powinna przypaść do gustu miłośnikom akcji. Mnie wciągnęła, ale to cechy charakterystyczne pisarstwa Mastertona najbardziej mnie cieszyły. Chyba muszę zrobić sobie jakiś maraton z tym autorem.
[1] Graham Masterton, „Ikon”, przeł. Piotr Kuś, Maja Skorupska, wyd. Replika, Poznań 2022, s. 174.