Autorka wprowadza nas w świat Mirandy, córki burmistrza, dla której wynajęto ochroniarza, aby pilnował jej i nie pozwolił na zrobienie rzeczy nieodpowiedniej dla córki tak ważnej osoby w mieście jak burmistrz Nowego Jorku. Mirandzie ten pomysł wcale się nie podoba, nie rozumie dlaczego musi być kontrolowana dwadzieścia cztery godziny na dobę przez jakiegoś Tylera. Próbuje na wiele sposobów wymknąć się spod „opieki” Tylera, jednak bezskutecznie. Musi znosić jego towarzystwo, potem jednak o niczym innym nie marzy.
Akcja toczy się w latach obecnych w Nowym Jorku, na Manhattanie. To właśnie tam czai się niebezpieczeństwo dla Mirandy, którego jednak dziewczyna w ogóle nie dostrzega.
Miranda to dwudziestokilkuletnia kobieta, córka burmistrza Nowego Jorku. Można by rzec celebrytka, gdyż bardzo często pojawia się zarówno w prasie jak i telewizji. Przebiegła i rozrywkowa. Bardzo lubi spędzać czas z przyjaciółką w nowojorskich klubach. Będąc tam nie jest abstynentką. Tego nie można jej zarzucić. Nie wyobraża sobie dobrej zabawy bez alkoholu, ale bez obaw… nie jest alkoholiczką.
To właśnie w jednym z takich klubów po raz pierwszy wpada na Tylera. W zupełnie innych okolicznościach poznaje go kilka dni później, jako swojego ochroniarza.
Tyler to policjant, który obecnie pełni funkcję ochroniarza Mirandy, córki burmistrza Nowego Jorku. To tajemniczy i przystojny mężczyzna. Można go również nazwać bezwzględnym i stanowczym, a czasem nawet przerażającym. Dziewczyna działa mu na nerwy, nie pozwalając dokładnie wykonywać swoich obowiązków. Skrywa tajemnicę, o której prawie nikt nie wie. Gdy lepiej poznaje dziewczynę, wyjawia jej swój sekret. Dzięki temu dziewczyna się zmienia. Nie ucieka już i stara się, aby nie dokładać niepotrzebnych obowiązków Tylerowi. Miranda bardzo go pociąga, jednak on wie, że nie może przekroczyć wyzaczonej granicy.
Bohaterowie kreowani są bardzo realistycznie, a w szczególności roztrzepana córeczka burmistrza, Miranda, która trochę mnie irytowała swoim zachowaniem. Widocznie tak musiało być. Autorka chciała pokazać jak wygląda życie na Manhattanie i wydaje mi się, że dobrze jej się to udało.
Książka zawiera dwadzieścia pięć krótkich rozdziałów, w których poznajemy historię ochroniarza i córki burmistrza. Autorka próbuje nam powiedzieć, że miłość nie wybiera. Nie możemy wybrać, w którym momencie i w kim się zakochamy, bo jest to niemożliwe. To tak zwane przeznaczenie, którego nie możemy oszukać. Każda osoba jest komuś przeznaczona i musimy na nią czekać. Zazwyczaj pojawia się w najmniej spodziewanym momencie. Tak też było w historii Tylera i Mirandy.
Powieść czyta się fantastycznie, równie szybko jak pierwszą część. Jeśli chodzi o to która bardziej mi się podobała, to chyba wybrałabym pierwszą część, chociaż ta również jest bardzo dobra. W tamtej po prostu urzekła mnie historia. Tutaj natomiast wszystkiego można się było tak naprawdę spodziewać. Była zbyt przewidywalna.
Jeśli chodzi o tytuł powieści, to nie wiedziałam czego mam się spodziewać po nim. Zwłaszcza, kiedy przeczytałam opis tej książki. Na pewno nie spodziewałam się tego, co w niej zastałam. Jeśli twierdzicie, tak jak ja to robiłam, że słowa „Kto się śmieje ostatni” są pewnego rodzaju groźbą, mylicie się. Sama nie wiem, dlaczego w taki sposób odebrałam ten tytuł. Cieszę się jednak, że moje przewidywania się nie sprawdziły.
Okładka jest w tonie różu, tak jak poprzednia część i prawdopodobnie kolejne będą. Ta jednak, podoba mi się dużo bardziej. Jest taka romantyczna i idealnie będzie odbierana przez młode osoby, do której w głównej mierze skierowana jest ta seria. Nie oznacza to jednak, że starszym się ona nie spodoba.
Jeśli nie macie co robić w wakacyjne, letnie popołudnia, zajrzyjcie do serii Kiss, na pewno się nie zawiedziecie, a gwarantuję Wam, że będą to wspaniałe chwile spędzone z bohaterami. Możecie choć w wyobraźni przenieść się do Nowego Jorku, Manhattanu, gdzie pewnie większość chciałaby pojechać.