Alyxandra Harvey mieszka z mężem i trzema psami w starym kamiennym domu w stylu wiktoriańskim, w prowincji Ontario w Kanadzie. Uwielbia suknie średniowieczne, czasami myśli, że powinna się urodzić w innym stuleciu. Nie wyrzekłaby się jednak nigdy bierzącej wody, praw kobiet i latte.
„Księżniczka wampirów” jest kolejną już powieścią, o której nie słyszałam nic aż do momentu, gdy wpadła w moje ręce. Skuszona zachętami mojego osobistego doradcy książkowego – pożyczyłam ją, położyłam na półce i… zapomniałam na kolejne kilka miesięcy. Dopiero wczoraj wieczorem, gdy nuda dopadła mnie na dobre postanowiłam, że jednak po nią sięgnę.
Główną bohaterką i za razem jedną z dwóch narratorek jest Solange Drake, piewszą dziewczyną, która przyszła na świat w rodzinie wampirów. Ma siedmiu starszych braci, mnóstwo żyjących ciotek i wujków. Jej najlepszą przyjaciółką od czasów dzieciństwa jest Lucy, czy raczej Lucky, nasza druga narratorka.
Już od pierwszej strony rzuciły mi się w oczy pewne szczegóły, mianowicie naprawdę spora ilość powtórzeń, oraz nagminne mieszanie czasu teraźniejszego z przeszłym, co może czasem wprawiać czytelnika w małe zagubienie. Styl jest niesamowicie prosty, w zasadzie można przypisać mu miano dość ubogiego.
Bohaterów mamy dość sporo, samych braci głównej bohaterki jest aż siedmiu – nie są jednak oni przedstawieni indywidualnie. Często mówi się o nich zbiorowo, przez co nie mamy nawet szansy dobrze ich poznać.
„Lucy i Nicholas Odszedł, a ja stałam i gapiłam się na jego plecy. Wyciągnęłam telefon żeby napisać do Solange:Nie nienawidzę twojego brata. Wściekła, wróciłam do samochodu. Psy zostawiły mnie i poszły za Nicholasem, skowycząc nisko i gardłowo. Miałam nadzieję, że go ugryzą. Prosto w tyłek.”
Akcja tutaj rozwijała się dość szybko, mimo to jednak wkradało się sporo nieco nudnych momentów, przez co wiele razy miałam ochotę na odłożenie „Księżniczki Wampirów”. Nawet wątki miłosne, które, jak miałam nadzieję, uratują nieco obraz powieści w moich oczach – były zwyczajnie nudne i słabo rozbudowane.
Chwilami podczas czytania miałam wrażenie, że pod względem gramatycznym książka ta przypomina moje opowiadania ze szkoły podstawowej. Wymienione już przeze mnie liczne powtórzenia, mieszanie czasów, chwilami dziwna składnia – wszystkie te elementy odbierały mi radość z lektury, a wprawiały w stan irytacji. Może to wina tłumaczenia, a może po prostu autorka właśnie taki ma styl. I niestety, nie podbił on mojego serca, a wręcz przeciwnie.
Alexandra Harvey do swojej powieści wkłada kilka elementów z własnej biografii, takich jak liczba psów, zamiłowanie do domów w wiktoriańskim stylu oraz średniowiecznych sukni.
Jeśli chodzi o samo wydanie – okładka jest jak najbardziej estetyczna, książka objętościowo jest, jak dla mnie – dość krótka, myślę więc, że i cena mogłaby być o te kilka złotych niższa.
Podsumowując – „Księżniczka Wampirów” jest jak dla mnie dobrą powieścią dla wszystkich nieco młodszych czytelników, chcących rozpocząć swoją przygodę z wampirami. Jeśli ktoś pragnie zapoznać się z twórczością autorki – również powinien po nią sięgnąć, myślę jednak, że dla miłośników gatunku spotkanie to może łączyć się z lekkim rozczarowaniem. Myślę, że na rynku sporo jest innych powieści bardziej zasługujących na naszą uwagę. A czy sama sięgnę po kolejne części? Jeśli nadarzy się okazja, owszem – zrobię to. W innych okolicznościach jednak sobie odpuszczę.