Patryk Pleskot "Księża z Katynia",
W kozielskim obozie krążyło powiedzenie, że najważniejszy jest kucharz i ksiądz. Ten pierwszy daje rozgrzeszenie dla ciała, drugi natomiast - dla ducha. Znalezione w katyńskim lesie strzępki obozowych zapisków stanowią jedne z niewielu śladów, potwierdzających prawdziwość słów dotyczących spraw duchowych. Pomiędzy nimi można odczytać informacje: o mszy świętej jak w katakumbach w smutnym nastroju, zabraniu dwóch księży za odprawianie mszy bądź komunikaty typu: msza św. - spowiedź - katakumby, życie duchowe... grobowe, nabożeństwo i spowiedź - samotnie. Dramat jeńców, w tym osadzonych w obozach radzieckich duchownych różnych wyznań, rozgrywał się każdego dnia.
Odprawienie mszy świętej w obozach było zadaniem niezwykle trudnym. Należało najpierw zorganizować sobie miejsce i potrzebne akcesoria, wreszcie uczynić to niepostrzeżenie, kryjąc się przed czujnym okiem strażników, bowiem religia i życie duchowe były przez Rosjan surowo zakazane. I w tym wypadku chichot losu dawał o sobie znać, ponieważ wiele jenieckich obozów, więzień mieściło się w opuszczonych, zarekwirowanych dla działań radzieckich, cerkwiach.
"Księża z Katynia" to trudna dwojako książka. Po pierwsze, ze względu na podejmowaną tematykę obozową, opisy codziennego życia jeńców, wreszcie na tragiczny ich finał. Po drugie, nie jest łatwo napisać książkę, bazując na bardzo skromnym materiale wspomnieniowym i archiwalnym. Nielicznym osobom duchownym udało się wydostać z obozowego piekła. To, między innymi kleryk i salezjanin, Leon Musielak, który zamiast znaleźć się w transporcie wiozącym jeńców do Smoleńska, trafił jako pomocnik obsługi domu sanatoryjnego w Bereziczach. Drugi, o którym pisze autor, to Zdzisław Peszkowski, wtedy jeszcze podchorąży WP, który 12 maja 1940 roku, wraz z dwustu pięćdziesięcioma innymi jeńcami Kozielska został wywieziony do sanatorium w miejscowości Pawliszem Bór, a stamtąd po jakimś czasie do kolejnego obozu w Griszowcu pod Wologdą, w którym doczekał tworzącej się w ZSRR polskiej armii. Świecenia kapłańskie przyjął już po wojnie.
W trzech największych obozach przeznaczonych dla oficerów znalazło się kilkudziesięciu kapelanów różnych wyznań oraz grupa księży i zakonników, którzy podczas wojny ten funkcji nie pełnili, dołączając prawdopodobnie we wrześniu 1939 roku do oddziałów polskiego wojska. Ta książka poświęcona jest kilkunastu z nich. Napisana w formie biogramów, często dość niepełnych, ponieważ przedwojenne losy bohaterów książki są często dość trudne do odtworzenia. Te zaś autor stara się uzupełnić o dostępne informacje dotyczące codziennego obozowego życia, a także ostatnią drogę, którą przeszedł każdy z nich. Zakończoną strzałem w tył głowy i często bezimiennym grobem.
Lubię sięgać po książki, dzięki którym mogę wiedzieć więcej. I chociaż w tym przypadku nie do końca usatysfakcjonowała mnie jej forma, to z pewnością stanowi świadectwo niezwykłej ludzkiej odwagi tych, którym należy się nasza pamięć.